tą szablą wrogów, gdybym kiedy odkrył chęć zdrady w tobie, nie długobyś na tej ziemi przebywał. Dopóki wiernym nam będziesz, dopótyśmy przyjaciele, nie ośmielaj się walczyć ze mną, nie ubiegaj się o pierwszeństwo w podstępach, ostrzegam cię nie knuj żadnej zdrady, bo jak dzisiaj oderwałem zasłonę z twego serca, tak zawsze to samo potrafię uczynić. Przyznaję, że przez długi czas nikt ci — nie zrównał na drodze fałszu i kłamstwa, dotąd pierwszym byłeś, ale dzisiaj uledz musisz wyższemu od siebie. Znalazłeś pana, który cię utrzyma na wodzy. Porwany jego potęgą, odtąd jego tylko rozkazy wypełniać będziesz, a jeśli zechcesz mu się sprzeciwiać, zrzuci cię on w przepaść, z której nigdy nie powstaniesz; idź więc, wracaj do obozu, spraw się Władysławowi z poselstwa, ale pamiętaj, że odtąd oko czujne czuwać będzie nad tobą, i że ręka zawsze gotowa spaść na twoję głowę, wiecznie ci będzie grozić zgubą.
Po tych słowach, odszedł Skarbimir złością i wstydem przejęty. Budowę chytrości, którą z taką pracą wznosił przez lat tyle, zwalił człowiek, na którego dawniej patrzał z pogardą. Wracał więc do obozu z spuszczoną głową, z rozpaczą w sercu, czuł, że odtąd wszystkie jego kroki śledzić będzie nieprzyjaciel skory do użycia najgwałtowniejszych środków, a sobie samemu musiał przypisywać winę tego nieszczęścia, czegoż było wydawać się tak porywczo z żalem do Sieciecha? Czyż tysiącznych wybiegów wynaleźć nie mógł na omamienie i odurzenie Mestwina? I rycerz ten pośród namiotu wychowany, częściej na koniu niż w radnem krześle siedzący, wziął górę nad przebiegłym Skarbimirem? I on nie potrafi zrzucić tego haniebnego jarzma? Takie myśli dręczyły zbliżającego się do obozu starca, jednak nadzieja zemsty nad Sieciechem pocieszyła go trochę, a potem rzekł sobie pocichu: nie Zbigniew to Mieczysław upadnie, i zawsze jednym mniej będzie, potem pomyślimy
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/144
Ta strona została przepisana.