Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/148

Ta strona została przepisana.

wierz i nie śmiej się, bobyś to srogo mógł opłacić; kocham, kocham Hannę z Ciechanowa, chcę ją posiąść, przysiągłem że albo moją będzie, albo zginie. Dwie drogi otwierają się przede mną. Jedna prowadzi do zdrady i miłości, druga do wierności księciu i zemsty, rozumiesz mnie, Ulrychu?
— Na szatana, cię nie rozumiem, drogi mój panie.
— Nie rozumiesz, ziemska istoto, prochu nikczemny. Powiadam ci, że Hanna musi do mnie należeć. Z nią ujadę w dalekie strony. Te śnieżne piersi za mną wzdychać, te czarne oczy na mnie tylko zwracać się będą.
— Niepojęte dziwy! — rzekł Ulrich — zamek obwarowany, mury wysokie, a serce kobiety komu innemu oddane, chyba pożyczywszy skrzydeł u sokoła, a wdzięków u Serafa, wykonać to będziesz w stanie.
— Wywrócę zamek, przejdę mury, opanuję serce, moja wymowa i mój rozum jednego i drugiego dopną. Łatwo mi stąd, z Polski nawet umknąć. Dzisiaj przyjąłem nowego sługę.
— Nowego sługę, ukochany mój panie, — przerwał smutnie młodzieniec — a cóż się stanie z Ulrychem? czyś na to ojczyste opuścił kraje, byś go zostawił w tych stronach, bez przyjaciół, bez opieki, a nadewszystko bez ulubionego pana? — To mówiąc schylił się i ucałował rękę rycerza.
— Nie rozumiesz mnie dzisiaj, niepojętne dziecię; mówię ja o innym, słudze, a tym jest Skarbimir z Gulczewa, podskarbi jego królewskiej mości. On mnie wszystko ułatwi, za wyrzeczonym rozkazem przybiegnie podesłać się pod moje stopy i wszystko wypełnić z ochotą co zechcę. On mi szczęście zapewni, za jego pomocą, Hanna moją będzie, ale też jeśli odrzuci Mestwina, dozna jego zemsty, zemsty, której przykład zagrzmi w przyszłości, zemsty niewidzianej dotąd.
— Czyś nie słaby czasem mój panie? — zapytał paź przerażony uniesieniem pana.