Po tych słowach wyszedł Mestwin tak zajęty wrzącą namiętnością, że nie słyszał słów Ulrycha.
— Zapewne oszalał, ale dobrze że przynajmniej teraz będzie co do roboty.
Śpiesznym idąc krokiem, znanemi sobie przechodami przybył Mestwin do wspomnionej już dawniej sali, w której za pchnięciem gwoździa część ściany się odsuwała; kilka chwil później witał ukłonem i mową księżnę Hannę z Ciechanowa, która przyzwyczaiła się poniekąd od odwiedzin Mestwina, często od męża do niej przysyłanego.
— Cóż cię o tak późnej godzinie do nas sprowadziło, rycerzu? czy mój Zbigniew czasem nie zasłabł? czy mojej nie potrzebuje pomocy? Książe miłym snem ujęty marzy zapewne o chwale?
— Chęć widzenia ciebie i uwielbienia twoich wdzięków, pani, tu moje kroki przywiodła.
Zdziwiona tak niezwykłą księżna przemową, ze wstrętem odwróciła oczy od Mestwina i w milczeniu obszywała w złote i jedwabne nici, rękawiczki z białej jak śnieg skóry, dowodzące swoją wielkością, że nie miała ich nosić piękna i szczupła ręka, która ich przyozdabianiem się zatrudniała. Czasem też prosiła Katarzyny za nią stojącej o podanie narzędzi do tej pracy potrzebnych.
Mestwin nie wiedział od czego znowu zacząć rozmowę, ale wkrótce zimna jego bezczelność wzięła górę nad chwilowem pomieszaniem, i tak się odezwał:
— Nadobna Hanno, mam ci ważne odkryć tajemnice, głęboko dotąd ukryte; ważne i bardzo ważne, mające wpływać na los twój cały, rzeczy ci oznajmię.
— Uwolnij mię, rycerzu, od tych wynurzeń, — odparła księżna. — Nie nie chcę wiedzieć ani słyszeć od ciebie, możebyś zmniejszył i tak niebardzo błogie szczęście moje. Zostaw więc mnie i lepiej uczynisz, kiedy pójdziesz obejrzeć nocne czaty w zamku.
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/150
Ta strona została przepisana.