Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/156

Ta strona została przepisana.

W porównaniu z przyszłością, niebezpieczeństwa, którym teraz ulegasz, codzienne troski i zgryzoty dziecinnemi igraszkami, a najprzykrzejsze chwile dotąd przez ciebie doznane, są niebieskiem szczęściem... Ulubione ci związki potargam, nadzieję zniszczę. Łez i westchnień ci nie stanie na opłakiwanie nieszczęść, które cię otoczą i zamkną wszelką do pomyślności drogę. Kiedy zrzucisz jednę zawadę, natychmiast druga urośnie pod twojemi kroki, kiedy zerwiesz jeden cierń, tysiąc innych przejście ci zagrodzi. Opuszczona od męża, okryta hańbą, odrzucona przez ojca, niemogąca strapień swoich powierzyć przyjaźni, boś straszną, związana przysięgą, pożałujesz chwili, w której nazwałaś mię wassalem, sługą, w której nie chciałaś mojemu sercu odpowiedzieć. Taką ci przyszłość zapowiadam, Hanno z Ciechanowa, jeśli mnie odrzucisz.
— Ufna w Bogu — odparła Hanna — przyjmuję ten zgubny obraz, mając nadzieję, że się nie spełni. A gdyby to się sprawdzić miało, pocieszy mię przekonanie, żem była cnotliwą. Ale nie, ty nie możesz stać się przegrodą między mną a Zbigniewem.
Poznał wtenczas Mestwin, że gwałtowność i groźby nie nie pomogą i zebrawszy wszystkie siły, skrócił wściekłość nim władającą.
— Zostaw mi przecie choć małą nadzieję, — rzekł zniżonym głosem — że nie zupełnie zabraniasz mi o sobie myśleć, że mi wolno będzie przyjść do ciebie.
— Milcz; — odparła księżna uroczyście — kiedy zechcę te rękawiczki przesłać księciu Zbigniewowi, każę cię zawołać, byś je mu poniósł. Inaczej nie śmiej stawić się przede mną. — Dokończając tych słów, z taką powagą wskazała mu drzwi komnaty, że uderzony wyższością, którą zawsze zachowuje cnota nad zbrodnią, odejść musiał, powolnym jednak odstępował krokiem i często się odwracał. Nareszcie mając już wychodzić, jeszcze chciał coś przemówić, ale odwaga go opuściła i zawstydzony własną nieśmiałością, obiecując sobie,