Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/169

Ta strona została przepisana.

a Henryka z Kaniowa nie pobudzała do sławy przytomność Katarzyny. Dumający młodzieniec zawiesił na szyszaku podług ówczesnego zwyczaju wstążkę ulubionej, kiedy tymczasem topór dumnie się wznosił na hełmie Sieciecha doń się zbliżającego.
— Henryku — mówił — czemuż schylasz wzrok ku ziemi? Obejrzyj się naokoło i oddaj hołd przynależny pięknościom Mazowsza. Widzisz z tej strony Zalisławę z Górki, patrz jak tam Rodosława z Boratyna wszystkich rycerzy zajmuje, dalej siedzi z smętnemi oczyma Sławomira, córka Żegoty z Kossowa, tu znowu...
— Choćby sto innych jeszcze piękniejszych było, — przerwał Henryk — nie zwrócą one mojego spojrzenia, wśród tylu niewiast jednej mi nie dostaje. Nie zdobią jej szyi złote ni drogiemi kamieńmi sadzone ozdoby. Grzebień z kości słoniowej nie wznosi się na włosach ujętych w niewolnicze choć bogate pęta, rozpuszczone pierścienie spływają na śnieżne łono, a wieniec z kwiatów polnych skromnie je wieńczy.
— Szkoda rycerzu, — rzekł Sieciech — żeś zamiast pałasza, nie wziął się do lutni, bo, na Boga, nie lada wieszcz byłby z ciebie.
Chwilowym uśmiechem odpowiedział na te słowa młodzieniec, a wojewoda oddalił się, i przystąpiwszy do Wszebora z Ciechanowa, który jeden dotąd siedział na miejscu przeznaczonem dla sędziów, zapytał:
— Jakże ci się ten widok podoba?
— Ciało moje jest tutaj, — odparł starzec — ale myśl daleka stąd, przebywa mury Zbigniewa i do córki dolata. Niegdyś w młodości i szczęściu wzruszyłby mnie ten obraz, ale teraz zanadto cierpienia przygniotły mą głowę, żeby co mnie uderzyć mogło. Walka, którą zwodzę codzień między uczuciami ojca a obowiązkami Polaka, między przywiązaniem do córki a miłością ojczyzny, zwątliła siły, i czuję, że jeśli okoliczności temu nie położą końca, to niezadługo nową