Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/177

Ta strona została przepisana.

wzniesionym był tron królewski, bez żadnego szwanku dostał się do ziemi, skoczywszy w otwarte objęcia Mestwina, zważającego z pobojowiska na wszystkie jego poruszenia.
— Daj mi twoje rękawice i sztylet — rzekł Zbigniew, rzucając dane od żony rękawiczki, i porwawszy broń żądaną pobiegł do wojewody, silnem ramieniem odsunął konającego prawie Jordana, którego kilku żołnierzy wzięło, a sam z mieczem w prawej ręce, z sztyletem w lewej.
— Musisz teraz zginąć! — zawołał — i zaczął walkę z Sieciechem.
Najwyższe zdziwienie wstrzymało wszystkim oddech i głosy. Mieczysław dobył szabli, chcąc, pobiegłszy na równinę, stanąć na miejscu wojewody i rozstrzygnąć pojedynkiem los domowej wojny, ale Władysław Herman zarzucił mu ręce na szyję, i przyciskając do piersi, zawołał:
— Jedyna i ostatnia moja nadziejo, zostań — a Wolimir z Moskorzewa, Wszebor i kilku innych panów, którzy się zbiegli do króla, zatrzymali, za prośbą nieszczęśliwego monarchy, szlachetnego młodzieńca.
To się wszystko w oka mgnieniu stało, a kiedy kilku rycerzy chciało rozdzielić księcia od wojewody, krzyknął Zbigniew:
— Śmierć temu, który się zbliży — i dalej ciągnął śmiertelną walkę.
Wszystko co siła i zręczność doświadczona może, towarzyszyło razom nawzajem od dwóch przeciwników sobie zadawanym, ale Sieciech nieprzebitą okryty był zbroją, kiedy Zbigniew oprócz miecza i bohaterskiej, odwagi, żadnej inszej nie miał obrony. Starał się on kilka razy zatrzymując szablą oręż nieprzyjaciela, sztyletem go w drugiej ręce trzymanem ugodzić, lecz zawsze ciężąca na lewem ramieniu rana, osłabiała zamach, i bezkorzystne jego zapędy czyniła. Pomimo najsroższych boleści, ucierał się jednak Zbigniew z tak