Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/182

Ta strona została przepisana.

podnosiła się jeszcze z piasku zbroczonego, lub tkwiła wśród szczętów potrzaskanej broni.
Zbigniew zaś leżał w swoim zamku, a u jego łoża stał rycerz z Wilderthalu, Abraham z Hamburga i Hanna z Ciechanowa.


ROZDZIAŁ XVII.
Wierna mężowi! lecz taka wierność
prowadzi do grobu.
Szekspir.

Łzy płynące po anielskich licach księżnej, zatrzymały się na chwilę, kiedy Zbigniew oczy pierwszy raz otworzył i osłabionym wzrokiem spojrzał na otaczające przedmioty. Utrata krwi uszłej tyloma ranami tak go osłabiła, że nie mógł z początku ani słowa wyrzec, ale w niemem ściśnieniu ręki poznała Hanna całą, miłość ukochanego męża. Mestwin ponuro patrzał na to porozumienie się dwóch serc przywiązaniem tchnacych, a tymczasem Abraham z zwyczajną powagą zaczął opatrywać księcia. Z początku nic nie mówił, a cierpienia i srogie księżnej oczekiwanie odbijało się w każdym rysie nadobnej twarzy, w każdem smętnem spojrzeniu, w każdej łzie co się z niebieskich oczu sączyła. Nareszcie ozwał się lekarz:
Trzeba czasu, ale ręczę, że nie zginie.
Radość zabłysła na twarz Hanny jak promień słońca, migający między chmurami, rozjaśniło się czoło posępnego Mestwina i z wyrazem zadowolenia pocichu powtórzył:
Trzeba czasu.
Następnie książe drżącym głosem powitał powiernika i żonę, a kiedy się dowiedział, jakim sposobem uratował go rycerz niemiecki, jak najczulej mu podziękował.