— Nie, nie dochowa, — przerwał ponuro Mestwin — bo wtenczas najdoskonalszy utwór Boga, musiałby zniknąć z tego świata.
Wzdrygnęła się Hanna i po chwili z rozczuleniem wyrzekła:
— O Zbigniewie! gdybyś usłyszał obelgi, któremi twój powiernik mnie pokrywa, gdybyś poznał udaną przyjaźń i fałsz pokryty barwą szczerości, czyżbyś nie porwał się z łoża cierpień, nie przybiegł na pomoc twojej Hannie? Czyżbyś go nie orężem, ale już samym wzrokiem stąd nie oddalił?
— Niema siły na świecie, — krzyknął Mestwin — któraby mogła mnie stąd oddalić, kiedy widzę przed sobą postać ulubionej.
— A więc — ciągnęła dalej księżna — trzeba pożegnać się ze złotemi chwilami młodości, z rajem w wyobraźni utworzonym. Kwiaty strojące drogę życia, więdną przed mojemi kroki, zamiast Zbigniewa, zamiast opiekuńczego anioła, duch piekielny się zjawił, i zatruwając szczęście, czarnemi smutkami, powlókł me życie, zaćmił tak czystą, tak jasną dawniej przyszłość moję.
— Hanno, napróżno narzekasz. Nie znajdziesz litości w mojem sercu, dopóki nie zezwolisz na moje żądania: wtenczas dopiero poznasz nieznane dotąd szczęście, dopiero uczujesz wdzięk panowania nad wszystkimi; niech cię nie trwoży odległa ojczyzna i ojciec, ja nową, piękniejszą ojczyznę ci wskażę. Ujrzysz czarujące Niemiec okolice; twoje oko spocznie na miłych łąkach, na srebrzystych strumieniach, lub jeśli wzniosłe wolisz obrazy, dosyć jest skał i przepaści na świecie — dodał z szyderskim uśmiechem — dosyć burz i wichrów. Obierzesz co zechcesz, czy Niebo czy piekło, czy pałac okazały, czy cichą chatkę, wszystkie żądania twoje wypełnię, wszystko co można uczynić, uczynię, a to co nie można, jeszcze dla ciebie uczynię.
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/186
Ta strona została przepisana.