Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/190

Ta strona została przepisana.

kryje ważne tajemnice; niezmiernie zdziwił się zatem, kiedy następujące usłyszał pytanie.
— Czy dobry masz sztylet?
— Nienajlepszy, — odpowiedział po chwili — bo ten piękny, darowany mi jeszcze w Niemczech przez ciebie, na łowach zgubiłem; wprawdzie drugi w Płocku nabyłem, ale nie tak już ostry i mocny.
Wstał Mestwin i poszedłszy do szaf, jednę z nich otworzył, wyjął z niej sztylet stalowy i dał go giermkowi.
— Weź, — rzekł — jego żelazo jadem napuszczone, a kiedy nim tylko zadraśniesz wroga, natychmiast zginie.
Potem usiadł znów rycerz i dalej mówił.
—Czyś zawsze równie silny i wytrzymały w biegu?
Zdumiony młodzieniec odpowiedział, że nie stracił tych ważnych zalet.
— I czujesz się zdolnym narazić się na niebezpieczeństwo?
— Na wszystko co rozkażesz.
— A gdyby naprzykład i podstępu trzeba było użyć, czybyś umiał sprawę poruczoną zręcznie wykonać?
— Znasz mnie, panie, — odparł Ulrych — doświadczyłeś w niejednym razie i nie widzę do czego te wszystkie zapytania zmierzają.
— Ach! nie widzisz, zaraz się dowiesz, Ulrychu! chociażeś tak młody, powierzę ci jednak najskrytsze myśli, a w nagrodę takiej ufności żądam poświęcenia bez granic, oddania życia za moję sprawę i zrzeczenia się wszystkich uciech bez najmniejszego żalu.
— Gotów jestem, panie, — krzyknął młodzieniec — rozkaż a pójdę na śmierć.
— Dobrze, porywcze dziecię, dobrze — odparł Mestwin, i wpadł w głębokie zamyślenie, które nieprędko przerwał.