Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/191

Ta strona została przepisana.

Nareszcie spokojnym tak przemówił głosem.
— Ta dumna Polka, ta księżna, jak to ją zowiesz, nie chciała odpowiedzieć na uczucia Mestwina z Wilderthalu, rycerza niemieckiego, a zatem zapadł na nią wyrok niczem niecofniony; musi umrzeć. Nie myśl jednak, żem ci dał ten sztylet dla jej zabicia, o nie, uchowaj Boże: tak słodkiej i prędkiej śmierci nie dozwolę Hannie z Ciechanowa, córce potężnego Wszebora, żonie potężniejszego jeszcze księcia Zbigniewa. Jeśli nie ze smutku, to przynajmniej z trucizny; prawdaż Ulrychu, trucizna jest przedziwnym środkiem, osobliwie, kiedy nie wnet, ale przez kilka godzin skutki swe wymierza.
— Bezwątpienia, — odparł młodzieniec — ale szkoda tak pięknej i cnotliwej...
Głośnym śmiechem przerwał mu Mestwin.
— Cnotliwej! — powtórzył — a to coś nowego, kobieta cnotliwa, nigdym nie słyszał, nigdym takiego cudu nie widział; a wszakże pierwszą niewiastę w kilka dni po urodzeniu szatan skusił. Wierz mi, Ulrychu, nie ma na świecie cnotliwej kobiety. Każda skryciej lub jawniej zdradza swoje powinności. Tak królowa jak wieśniaczka woli żywe oko kochanka, od poważnego męża.
— A jednak zdaje mi się, — rzekł Ulrych — żeś sam dopiero doświadczył oporu, któryby cię powinien przekonać o cnocie...
— Dziecko z ciebie, wielkie dziecko, nie masz doświadczenia. Że Hanna powodowana cnotą, odrzuciła moje przełożenia, ja w całem jej postępowaniu tylko dumę upatruję. Wystawia sobie żem prosty rycerz, mniej dźwięcznie brzmi w jej ustach Mestwin z Wilderthelu, niż Zbigniew książe Polski, i dlatego też taką odprawę mi dała, ale na piekło przysięgam, że pozna kto jest ten Mestwin i z kim się śmiała poróżnić. Teraz mój uczniu kochany, wyobraź sobie, że jestem mistrzem, którego nauki dobrze ci zapa-