Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/195

Ta strona została przepisana.

występki, oderwał mnie od ojczyzny, wyrwał z objęć matki; dla niego opuściłem piękną, czułą jak ty siostrę, i z najmilszych wyzułem się uczuć, a teraz coraz surowszym i straszniejszym się staje — a tu nowe łzy mowę mu przecięły i nowe westchnienia z kłamliwych piersi wydobył.
— Nie płacz tak, Ulrychu, — zawołała już sama płacząca Katarzyna — alboż w naszym kraju niema sprawiedliwości? Alboż nie zasiada w Płocku król nasz miłościwy, a w tym zamku syn jego, potężny książe i pan nasz Zbigniew?
— Nic mi nie pomogą.
— Zanieś skargę, rzuć się mu do nóg, a zapewniam cię, że skarci twojego pana. Jeśli chcesz, to nawet powiem mojej pani, a ona tak dobra, tak czuła, jestem pewna, że się ujmie za tobą.
Zbladł na te słowa młodzieniec, jak gdyby wyrzuty sumienia ozwały się w duszy, ale to pomieszanie krótko trwało.
— Nie — zawołał z udanem przerażeniem — nie czyń tego, jeśli nieszczęśliwy stojący przed tobą, ma jakiekolwiek prawo do twojej litości: onby mnie zabił, rozszarpał, gdyby miał choć najmniejsze podejrzenie, że śmiem sprzeciwiać się jemu i żalić się na postępowanie, które wkrótce do grobu mnie wtrąci. O matko, o siostro moja, o luba ojczyzno! Czyż was nigdy już nie obaczę? Czyż nie ujrzę tych łąk, na których w dzieciństwie igrałem, tych strumieni, po których tak przyjemnie mi było pływać przy wieczornym powiewie, tych skał pokrytych zielonemi krzewami, na które często się wdzierałem czepiając się rękoma słabych roślin i traw?
— Nie narzekaj tak Ulrychu, rozdzierasz mi serce.
— Ale nie, — przerwał giermek, zapalając się coraz bardziej — nie powiedzą, żem jak niewolnicze zwierzę schylił kark pod narzuconem jarzmem: i w moich też piersiach bije serce, i w moich żyłach krew