Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/200

Ta strona została przepisana.

Obudzony ze snu Mieczysław porwał szablę i wyleciał z namiotu. Sieciech wyszedł później trochę na pole bitwy w zupełnej zbroi. Wszebor podniósł oręż steraną dłonią, i również pospieszył do walki. Napół uśpieni żołnierze skoczyli do broni, ale nie wiedzieli gdzie się udać i przeciw komu walczyć, bo nieliczni Mestwina towarzysze, podsycając ogień lub pojedyńczych zabijając nieprzyjaciół, rozbiegli się pośród namiotów i wałów.
Trudno ich było odróżnić w zamieszaniu i nieładzie, a żołnierze Mieczysława dobywszy oręża, obracali się naokoło, szukając wroga nieukazującego się nigdzie. Wtenczas wściekle patrzyli z rozpaczą na ogarniające ich płomienie, i słysząc dzikich napastników krzyki, nigdy z nimi spotkać się nie mogli. Mieczysław rzucał się pośród płomieni i trupów, podnosząc błyszczący pałasz, ale ani kropla krwi jeszcze nie spływała z niego. Przezorniejszy Wszebor, zebrawszy kilku ludzi, zaczął pracować około zagaszenia pożaru, ale kiedy ustawał za jego staraniem w jednem miejscu, wnet z drugiego wybuchał, niewidzianą zapalony ręką. Zdawało się jak gdyby ziemia się otwarła i szerokiemi płomieńmi całą zagarnęła przestrzeń. Nareszcie Mestwin zwołał swój orszak i na jego czele wpadł na przerażone przeciwników szeregi, wnet przeraźliwe krzyki wskazały miejsce okropnej walki.
Mieczysław uradowany ze znalezienia wrogów, przedzierał się z siłą lwa przez rozognione belki, walące się namioty i ginących towarzyszy, biegnąc do Mestwina; lecz nim się mógł spotkać z niemieckim rycerzem, ozwał się podwakroć zdala silny głos rogu, a natychmiast spuścił Mestwin skrwawiony oręż, i obtarłszy go spokojnie, schował do pochwy.
— Nazad żołnierze — zawołał piorunnym głosem.
Głos rogu przerwał mu słowa.
— Wstecz towarzysze! — krzyknął — słyszycie, to róg księcia, to rozkaz Zbigniewa.