Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/207

Ta strona została przepisana.

a Hanna sądziła, że jego serce mniej żywo już bije do ukochanej istoty, nie miłość równa zawsze, może nawet podwajana przeszkodami, napełniała duszę Zbigniewa, ale lękając się wyrzutów żony, unikał z nią rozmowy.
Zresztą pamięć na ojca, na troski sprawione jemu, na dumnych wrogów, których nie mógł pokonać, na ubóstwianą chwałę, której tak wielkie zagrażało niebezpieczeństwo, zatruwała inne księcia uczucia, a kiedy łzy wylewała w drugiej stronie zamku ulubiona jego, on siedząc przy stole wściekle ściskał pałasz i w tajonej rozpaczy nocy całe przepędzał. Czasem odzywał się głos w duszy przepowiadający zwycięstwa i sławę, przez chwilę orzeźwiało go to przeczucie jak powiew wiatru, co spiekłe lica wędrownika pustyni ochładza, lecz wkrótce potem wracała smętność i czarne myśli nieprzerwanym — cisnęły się tłumem.
Katarzyna wszelkiemi sposobami starała się panią pocieszać i oddalać od jej umysłu ciemne obrazy. Nieraz słodkim głosem dumki jej śpiewała, nieraz skracała długie wieczory opowiadaniem powieści i dawnych podań, unikając smutnych i nieszczęśliwych wypadków, wybierała wesołe zdarzenia, uciechy dwojga kochanków, malowała w prostych i niewymuszonych wyrazach tańce i skoki włościan, miłe łąki okryte igrającą młodzieżą i ciche chatki, gdzie szczęście przebywa. Wdzięczna Hanna dziękowała powierniczce za jej czułość, ale łzy córki Wszebora obficiej płynęły, kiedy porównywała obrazy wystawiane przez Katarzynę, z ciemnemi murami, które ją otaczały. Nareszcie Katarzyna ośmieliła się raz panią zapytać o przyczynę smutku, księżna odpowiedziała westchnieniem.
— Bo — rzekła Katarzyna — gdybym mogła się domyśleć czego pragniesz, natychmiastbym ci to przyniosła.