Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/209

Ta strona została przepisana.

jaśnić poczęści przyczynę moich boleści. Widzę zadumanego ciągle Zbigniewa, poznaję w jego wzroku tak żywym dawniej, smutek jakiś, rzadko przemawia do mnie, a wtenczas głos jego cichy i poruszenia dziwne, rzadko bawi przy mnie, z moich objęć się wyrywa, nie, on mnie już nie kocha.
— Mylisz się pani, mylisz, — przerwała Katarzyna — książe oddany tobie, ale wojna, straty, niebezpieczeństwa, trapią jego umysł.
— Dla kogóż ta wojna, te straty, te niebezpieczeństwa? — rzekła księżna — dla kogóż codzień naraża się śmierci? dla kogóż Polska rozerwana srogiemi bojami? Dla mnie, dla mnie to mój ojciec walczy z moim mężem, dla mnie szlachetny Mieczysław wystawia się zgubnym ciosom, myśląc, że odbierze lat młodych oblubienicę, dla mnie nieszczęścia zgromadziły się nad królewską rodziną, z mojej przyczyny najdzielniejszy w Polsce bohater, książe, Zbigniew, dobył szabli na brata. I jakżesz teraz nie mam być smutną? Czy chcesz, bym z uśmiechem radości patrzała na tylu ludzi ginących? bym z dawną wesołością słyszała jęki i krzyki Polaków? Już mi wszystko obrzydło, samo przyrodzenie czarnym kirem okryte przed mojemi oczyma; znieść nie mogę promieni słońca, kiedy myślę, że ich część się nurza w krwi moich braci.
— Powiedz mi pani i księżno moja, — rzekła Katarzyna — jaką ulgę przynieść ci mogę, a zgadzam się na najokropniejszą karę, jeśli ci jej nie przyniosę.
— Niema ratunku, niema ulgi dla mnie. Już ziemia przestała mnie łudzić, od niejakiegoś czasu wzgardziłam śmiertelnemi myśli a Niebo cel życzeń i modlitw niezadługo otworzy się przede mną.
— Może sądzisz, — rzekła córka Gierdy — że ja tylko tobie poświęcona w tych miejscach, a przecież znam człowieka, któryby wszystko oddał dla ciebie, i na twój rozkaz na śmierć samę się odważył.