Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/21

Ta strona została przepisana.

że Zbigniew brwi zmarszczył i ścisnął wargi, rzekł : — Nie chcemy cię jednak przymuszać, synu. Możeś słaby na zdrowiu. Możeś długą zmęczony podróżą. Zostań, bo dalecy jesteśmy od wszystkiego, coby mogło szkodzić naszemu Zbigniewowi.
— Anim znużony, ani słaby na zdrowiu, najjaśniejszy panie i ojcze mój — odparł Zbigniew, powstając i pozierając okiem pogardy na Mieczysława i Wszebora. — Ale dziwi mnie, że tak długo poważnego brata zajmować może porwanie jakiejś dziewczyny. Z początku sądziłem, że idzie tu o dobro kraju, o ocalenie Polski, sądziłem że niebezpieczeństwo grozi naszej ojczyźnie, i już gotowy byłem do dobycia miecza w obronie kraju, i ojca mojego. Ale teraz dowiaduję się, że celem tej narady, że zatrudnieniem syna Bolesława Śmiałego jest jakaś dziewczyna, porwana przez niewiedzieć kogo i niewiedzieć kiedy. Niechże ją sobie ojciec szuka po Polsce, ale niech nie przychodzi zatrudniać próżnemi skargami umysł króla, ważniejszemi zajętego sprawy.
— Jakaś dziewczyna — powtórzył Wszebor, i najżywsze uniesienie, żal najżywszy twarz mu zachmurzył. — Cóż to, mości książe, czy sądzisz że życie i sława córki są obojętne dla ojca, że życie i sława Polski są obojętną dla króla rzeczą? Gdzieżeś takich się uczył nauk? Czy dzicz pruska lub pomorska w twojem sercu tak piękne zaszczepiła uczucia? Wiedz Zbigniewie, że król sprawiedliwy winien się ująć za pokrzywdzonym poddanym i oddać mu sprawiedliwość, choćby wyrokiem tej sprawiedliwości była śmierć własnego syna.
To mówiąc, rzucił Wszebor tak przenikającym na Zbigniewa wzrokiem, że ten się zmieszał i oniemiał.
— Bracie — ozwał się Mieczysław — nie waż się na dalszy czas z takiemi oświadczać się słowy, bo wiedz że dziewica, przedmiot naszych smutków i poszukiwań, miała być moją żoną. Z większem więc