Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/216

Ta strona została przepisana.

do obłudy, wczorajsza zdrada tyle mnie kosztowała, że gdyby nie spełnienie twych życzeń było jej celem, dla wszystkich rozkoszy i bogactw świata niktby mnie do niej nie przymusił. Przyszło mi nieszczęśliwą, opuszczoną Hannę, pod barwą szczerości naprowadzić na brzeg niezmierzonej otchłani, musiałem okazywać najpiękniejsze uczucia przed tem nadludzkiem stworzeniem, musiałem napełniać jej serce chwilową radością, żeby potem wszystkiego ją pozbawić. Przebacz, drogi panie, jeśli cię błagam i zaklinam, żebyś jej śmierci nie zamierzał, byś nie niszczył najmilszych nadziei Zbigniewa, a zarazem i najwznioślejszego utworu Boga.
— Gdybym — rzekł posępnie Mestwin — nie sądził, że tylko chwilowe obłąkanie sprawiły na dziecinnem sercu oczy, którym piękności odmówić nie można, jużby mój sztylet przeniósł się z tego stołu w środek twoich piersi. Milcz giermku, lub wspominaj raczej o litości słabym dziewczynom i zniewieściałym mężom, ale nie temu, który jej nie zna i znać nigdy nie będzie.
Powstał Ulrych, i kilka kroków w tył się cofnął. Uczyniłem co mogłem, pomyślał, niech teraz Bóg obroni Hannę, a jeśli ją opuści, czegóżbym miał o nią się troszczyć. Takiem rozumowaniem przytłumił ożywiające się jeszcze raz sumienie, i z wypogodzonem obliczem zapytał pana o dalsze rozkazy.
Nic nie odpowiedział Mestwin, ale wyskoczył z łoża i zaczął się ubierać; znać było na jego twarzy zamyślenie z niepewnością połączone; lecz ta wkrótce znikła i spinając ostatnią sprzączkę u pancerza, rzekł:
— Ulrychu, zapominam o niegodnej słabości, która cię przez chwilę tak daleko od obowiązków i wierności mi należnej odwiodła. Jeszcześ pracy nie skończył, zostają niebezpieczne trudy, które nie wątpię, że pomyślnie uskutecznisz. A najprzód dzisiaj w nocy wypada ci się udać do Skarbimira. Nieraz odbywałeś tę podróż, masz mój pierścień na przekonanie skąpca,