Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/218

Ta strona została przepisana.

Wdział hełm rycerz i wyszedł do walki. Zwyczajne boje zakończyły się dnia tego bez żadnej znakomitej z obu stron korzyści. Zbigniew zamknął się w swojej komnacie, Mestwin z Jordanem i Krystynem z Mortoga zasiadł do stołu, a tymczasem słońce ustąpiło panowania nad czystem Niebem królowi nocy, który napół jaśniejący, napół zanurzony w błękicie, wznosił się powoli na sklepienia migające rzuconemi przemożną ręką Stwórcy światami.
Otworzyły się drzwi w północnej części murów zamkowych, i wyszedł niemi człowiek wysmukłej postawy i ciemnego ubioru. Skórzany szyszak, na który daremnie padały księżyca promienie, krył mu głowę. Szeroki kaftan czarny, niewydający pana swoim blaskiem, piersi obwijał, dwa sztylety tkwiły z obu stron rzemiennego pasa, na którym wisiał krótki pałasz, a pierścień Mestwina błyszczał na prawicy rękawicą niezakrytej. Szerokim krokiem wyleciał w pole młodzieniec, oddalając się od brzegów szumiącej Wisły, i coraz podwajał szybkości biegu, jak gdyby chciał gwałtownością poruszeń ciała, przytłumić wzruszenie duszy. Ale uznał wkrótce, że darmo pragnął przygłuszyć wyrzuty serca, i wyrugować z pamięci obraz kobiety nieszczęśliwej i ufnej w człowieka, mającego ją zgubić, przez udane poświęcenie i najszkaradniejszą obłudę. Zwolnił więc kroku i obtarł spocone czoło, bo upał dzienny choć nocną rosą zmniejszony, jeszcze czuć się dawał. Spojrzał w górę i zmarszczył brwi na widok tylu świecących na Niebie wrogów, mogących w każdej chwili go wydać. Ale zaraz potem uśmiech dowodzący zaufania w własne siły i zręczność, rozjaśnił twarz nieco posępną, która po jego zniknieniu znów przybrała pozór powagi i smętności, niezgadzającej się ani z wiekiem, ani ze zwykłem Ulrycha usposobieniem.
Darmo starał się czarne myśli oddalić, wyjmując sztylety jeden po drugim, poprawiając osuwającą się