Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/223

Ta strona została przepisana.

chać jego woli. Wtenczas chytremu Skarbimirowi nowa myśl przyszła do głowy.
— Jakże wyjdziem z obozu? — zapytał giermka.
— Prawda, że trudno byś tak wyszedł, jak ja się wkradłem do niego, — odparł młodzieniec — ale zawołaj Bardana, któremu we wszystkiem się zwierzasz, i każ mu oddalić z wałów żołnierza strzegącego ich z tej strony, pod jakimbądź pozorem.
Znikła ostatnia trudność, a Skarbimir zmuszony koniecznością, przypasał szablę drżącą ręką, pancerzem trwożliwe okrył piersi i czapkę podbitą żelazem włożył na skronie, z których zimny pot się sączył.
Wtem zapukał ktoś do drzwi, za ich otwarciem wszedł Bardan, który, natychmiast poznawszy dobrze znanego Ulrycha, przywitał się z nim i chciał długą mowę zacząć; lecz giermek milczenie mu nakazał, i w kilku słowach wytłomaczył, czego żądał od niego.
— Ale pierwiej nim odejdziesz do wałów, — rzekł Ulrych — daj mi puhar wina, na pokrzepienie sił trochę drogą zwątlonych.
Przyniósł Bardan rostruchan pełny miodu, gdyż — mówił — nie stać mojego pana na tak drogi napój, jakiem jest wino.
Z uniesieniem pogardy wychylał młodzieniec podaną czarę, kiedy tymczasem Bardan śpiesznie odchodził do okopów. Potem obejrzał sztylety, kilka razy pałasz napół wyjął i schował do pochwy, pomógł Skarbimirowi do zapięcia płaszcza cynową klamrą, i pozwoliwszy skąpcowi dość długiego czasu na zamknięcie wszystkich skrzyń i zaryglowanie drzwi dębowych, szybko z nim wyruszył, Lecz wkrótce spostrzegł, że towarzysz został z tyłu i musiał, wróciwszy nazad, wspierać jego drżące ciało i niepewne kroki. Ostrożnie mijał leżących żołnierzy i zaklinał starca, by wstrzymując westchnienia i ciężki oddech, pośpieszał. Ale kiedy to nic nie pomogło, zaczął mu grozić gniewem niecierpliwego Mestwina, a na to