Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/230

Ta strona została przepisana.

więc wszystkie moje rozkazy, jeśli się nie chcesz bliżej z nim zapoznać.
— Słucham — powtórzył upokorzony Skarbimir.
— Trzeba, żeby jutro z rana dowiedział się wasz Mieczysław, że Hanna z Ciechanowa chce z nim mieć tajemną rozmowę w kaplicy leżącej ponad brzegiem Wisły. Zapewnie nieraz ją widziałeś, łatwem ci będzie ją opisać
— W tem ostatniem niema żadnej trudności, ale co do pierwszego nie wiem jak sobie postąpić, nie pojmuję jakbym ci miał w tej okoliczności usłużyć.
— Chwila, — rzekł zimno Mestwin — w której przekonam się, żeś mi na nic niezdatny, będzie ostatnią twojego życia.
Przerażony podskarbi prosił o czas do namyślenia się, i usiadł w kącie na małym kamieniu. Tymczasem Mestwin pocichu rozmawiał z Ulrychem, a potem stanął naprzeciwko dumającego starca, wlepiając bystry wzrok w zsiniałe od bojaźni rysy.
— Czy już niemiłe ci życie, zawołał rycerz z Wilderthalu — że tak długo nadużywasz mojej cierpliwości?
— Pozwól mi jeszcze trochę czasu.
— Patrz — rzekł szydersko Mestwin — na tę drobną garstkę popiołu bielejącego się nad rozognionym knotem mojej lampy, jak śnieg nad ognistą górą; kiedy on na dół opadnie, a ty jeszcze nie wynajdziesz sposobu wykonania moich zleceń, możesz pożegnać się z Gulczewem i Kościelcem.
Myślał Skarbimir, że rycerz doda, i skarbami, ale kiedy tego słowa nie usłyszał, uczuł ulgę w ledwo już bijącem sercu i wstawszy po chwili oświadczył, że wszystkiemu zaradził.
— Mów więc, a zwięźle tylko — rzekł Mestwin.
— Wiesz zapewnie potężny rycerzu, że posiadam rzadką sztukę pisania i czytania, z której i Hanna z Ciechanowa słynie, którą ojciec tak starannie wy-