Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/237

Ta strona została przepisana.

Jeśli cię oszukam, możesz ten miecz w moje piersi utopić.
— Ja mam ciebie słuchać, niegodny oszczerco, — krzyknął książe, wlepiając oczy w oczy Mestwina, ale rycerz wytrzymał rażące spojrzenie Zbigniewa, i nie zniżył własnego wzroku. — Ja mam słuchać potwarze rzucane na najcnotliwszą niewiastę na ziemi, na drogą moją Hannę, na anioła, co umilał zbrodnicze życie, i na wieki związał mnie do siebie niezerwanym łańcuchem. Czyż to od dzisiejszego dnia wiem, że ją nienawidzisz? Czyż to pierwszy raz ją obmawiasz? od kiedym ją zapoznał, zawsześ mnie odwodził od niej, odradzałeś zaślubienie, radziłeś najbrzydszą obłudę, a teraz kiedym już zgnębiony prawie, nawałą prawdziwych i urojonych nieszczęść, przychodzisz mi ostatnią wydzierać pociechę; oddal się, wychodź, precz mi z oczu.
Mestwin nie ruszył i kroku.
— Czyż już przestałem być panem w własnym zamku — zawołał Zbigniew z rosnącem uniesieniem. — Nawet gdybyś co wiedział, zakazuję ci odkrywać.
— A to co innego — odpowiedział z najzimniejszą krwią Mestwin. — Zaiste panem jesteś swojej woli i możesz nawet żonę Mieczysławowi odstąpić.
Imię niecierpianego człowieka obudziło wściekłość w duszy Zbigniewa, przypomniał sobie dawne jego związki z Hanną i zbladł nagle, śmiertelne osłabienie zwątliło siły poduszczone gniewem. Dreszcz zimny rozlał się po całem ciele i przejął go mrozem. Nie mogąc utrzymać się na nogach, musiał usiąść, a pot kroplami spływał po zlodowaciałem czole.
Poznał Mestwin, że sposobna nadarzyła się pora i nie dając czasu do namyślenia się księciu, zaczął opowiadać ułożone fałsze z pewnością samej szczerości właściwą, wyłożył dawne przestrogi, oświadczył się z przywiązaniem bez granic, a nareszcie opowiedział jak Ulrych podsłuchał przypadkiem rozmowę księżny