Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/240

Ta strona została przepisana.

objęć rzucała się w objęcia znienawidzonego Mieczysława i z nich na twoje wracała łono?... By depcąc wszystkie świata prawa, podzielała się wdziękami z mężem i jego śmiertelnym wrogiem?
— Milczał wciąż Zbigniew.
A więc głośniej zawołał Mestwin — książe Zbigniew odpuszcza winy Hannie z Ciechanowa, wystawia się na żarty całej Polski, wojownik nieustraszony w bojach, niezmiękczony jękami konających ofiar, ulega przemocy niegodnej kobiety, i na jej spojrzenie zapomina o sławie. Zrzuć już zbroję, synu i wnuku tylu królów, zawieś oręż nad łożem rozkoszy, przywdziej suknię niewieścią i weź do ręki wrzeciono, albo raczej każ sobie okuć dzielną kiedyś prawicę w pęta gnuśnością narzucone, i czołgając się u stóp zdradnej żony, z uśmiechem radości i niedołęstwa patrzaj na własną ohydę i własne shańbienie. Na wszechwładny rozkaz otwieraj drzwi jej komnat Mieczysławowi, i dozwól synowi Bolesława cieszyć się posiadaniem Hanny z Ciechanowa.
— Milcz, — rzekł osłabiony książe — nieludzki człowiecze, w twoich piersiach nigdy słodkie nie urodziło się uczucie. Różny od innych ludzi, od dzieciństwa powlokłeś członki twardą stalą, a od niej i serce twoje swoję oziębłość przyjęło. Czyż znasz co to miłość, Mestwinie? Czyż kiedy doznałeś jej słodyczy? Wiedz, że choć okropna prawda odsłania się przede mną, wiedz rycerzu, że jeszcze kocham tę niewiastę i wątpię by tak anielskie rysy pokrywały tak nizką duszę. Wiedz, — zawołał całemi piersiami — że się waham, że wątpię, że nie wierzę waszym potwarzom. Jej obraz tkwiący w moim umyśle odpędza podejrzenia, i czuję niczem nieosłabione przywiązanie w sercu. Mestwinie, radzę ci, nie powtarzaj wyrzeczonych dopiero co obelg, bo o niej wtenczas marzyłem i słabo twój głos dochodził moich uszu, ale gdybym teraz co podobnego usłyszał, nie zważałbym na dawnego przy-