Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/241

Ta strona została przepisana.

jaciela i wiernego sługę, widziałbym tylko szatana chcącego ostatnią pociechę mi wydrzeć i zniszczyć ostatnią srogich cierpień ulgę, a sam rozważ o ile taka myśl może unieść człowieka, który gotów zrzec się wiecznego i doczesnego życia, byleby usłyszał usprawiedliwienie ukochanej istoty. Walczyłem dla niej, a ona miałaby o tem zapomnieć? patrzyła na krew płynącą z moich piersi, a wiedziała, że dla niej płynie; słyszała jęki moich żołnierzy i pewną była, że dla niej giną, że dla niej poświęcam i ojca miłość i narodu przywiązanie, że dla niej znoszę oziębłość przyjaciół, i ona miałaby mnie zdradzić! Nie, na św. Stanisława, to być nie może. Sam Bóg nie dałby wdzięków anioła podłemu stworzeniu. Nie, Mestwinie, nie mów nic dalej, nie odzywaj się więcej, bo możebym uważał za święty obowiązek przebłagać oczernioną piękność śmiercią jej wroga.
— Nigdy trwoga nie zamknie ust moich, panie, — odparł rycerz — tembardziej kiedy prawdę mówiąc, chcę twoję sławę ocalić.
— Zaklinam cię, Mestwinie, byś milczał. Dowiodłeś mi tyle razy przyjaźni wśród bitew, niebezpieczeństw, teraz dowiedziesz mi jej daleko lepiej, zatajeniem tego o czem się dowiedziałeś. Nie chcę zasłony żadnej rozdzierać, zapomnę o twoich słowach, bo gdybym nie mógł zapomnieć, wolałbym nie żyć na ziemi, ale zapomnę za pierwszem jej spojrzeniem, za pierwszym uściskiem zapomnę. Wszakżeś mi nic nie odkrywał, Mestwinie, nie prawdaż, nic nie mówiłeś? Proszę, błagam cię, odpowiedz jedno nie, a wszystko co zechcesz, uczynię.
— Nigdy! — krzyknął Mestwin — nigdy podobną nie zmażę się podłością. Jeszczebym z rusztowania wołał na ciebie: książe i panie mój, zdradza cię niegodna żona.
— A więc zgiń i milcz umarły, jeśli żywy milczeć nie umiesz — zawołał Zbigniew, rzucając się na rycerza z pałaszem w ręku.