Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/244

Ta strona została przepisana.

śmierć i gorsze od niej wyrzuty, żeby ostrzedz pana o okolicznościach, wszystkie jego nadzieje niszczących.
Zawsze prawie rady Mestwina odrzucane z początku przez Zbigniewa, brały potem górę nad jego umysłem, czy dlatego, że zimna rozwaga Niemca miała niezaprzeczoną wyższość nad uniesieniem i zapalczywością księcia, czy też dlatego, że syn Władysława niezrównaną pokładał ufność w wierności, i niejednemi dowodami stwierdzonem przywiązaniu powiernika. Również i teraz uległ Zbigniew przewadze rycerza z Wilderthalu, i nie mogąc sam oznaczyć swojego w tej mierze postępowania, skierował je podług myśli i chęci Mestwina.
— Przystaję — rzekł — na twoje uwagi, ale pamiętaj, że gdyby Hanna się niewinną okazała, nicby ci nie mogło życia ocalić. Doszedłem do takiej ostateczności, że mi trzeba żonę lub przyjaciela postradać, bo zemsta obudzona we mnie wymaga jakiejkolwiek ofiary. Przygotuj się do śmierci Hanny z Ciechanowa, albo do własnego zgonu.
— Pozwalam ci jeszcze wątpić, książe i panie mój, — odparł Mestwin — ale za kilka godzin o wszystkiem się przekonasz. O dwunastej przybędę do ciebie i razem udamy się do kaplicy.
— Nie wytrzymam — zawołał Zbigniew. — Pobiegnę do niej, mówię ci, że nie wytrzymam, Mestwinie.
— A gdzież się podziała stałość umysłu i męstwo, żadną niezrażone przeciwnością? — rzekł rycerz. — Czyż tylko w bojach mężem być przystoi? Czyż tylko kiedy zbroja kryje serce, ono się odważnem okazać powinno? W domowem życiu to trudniejsze zachodzą sprawy niż na pobojowisku, i nietylko z szablą w ręku bohater jest bohaterem.
— Możesz sobie tych kazań i przestróg oszczędzić, — zawołał książe — bo moje ucho nieprzyzwyczajone do nich. Mówię ci po ostatni raz, że nie mam dosyć sił na przepędzenie tylu godzin w tak okropnej