sława, może wieczna okryje mnie hańba myślała, lecz mój Zbigniew i sławę i szczęście odzyska. On tyle dla mnie uczynił, niech więc i ja coś dla niego uczynię. On nie zważał na obmowy gdy szło o Hannę, a jabym miała niemi się trwożyć? Nareszcie gdyby świat cały, gdyby on nawet powstał na mnie, sumienie moje spokojnem pozostanie.
— I ty wiesz zawołała odwracając się do obrazu Matki Boskiej — że nigdy występna myśl mojej nie skaziła duszy... — Uklękła potem i złożywszy śnieżne dłonie wzniosła je ku Niebu.
— O Królowo uwieńczona światłością! zakryj mnie skrzydłami twojej opieki. Przejrzyj skrytości mojego serca, oświeć mnie promieniem nieśmiertelnej twojej chwały, a jeśli nieznane mi nawet jakie nizkie uczucie kryje się w jego głębi, spraw bym z tego nie powstała miejsca; jeśli zaś czyste i cnotliwe mną powodują zamiary, daj bym Zbigniewa szczęściu wróciła.
Po tej modlitwie wstała, czarną zasłonę zarzuciła na siebie i pożegnawszy ostatniem spojrzeniem pełnem tylu wspomnień komnatę, wyszła do drugiej, a stamtąd nie rzekłszy i słowa, przebiegła kaplicę z Katarzyną i smętnym Ulrychem. Córka Gierdy otworzyła drzwi na brzeg Wisły wiodące, pierwszy giermek najprzód wyleciał, ale tak szybko i tak dziwnym sposobem, że zadrżała pomimowolnie księżna, która z Katarzyną pozostała z tyłu.
— Strażniku — rzekł pocichu młodzieniec do przechadzającego się żołnierza — otwórz te drzwi, tylko prędko. — Chciał jeszcze coś mówić, ale słowa na ustach skonały i ledwo drżącą ręką mógł dorzucić worek dany przez Mestwina.
— Czy śmierci szukasz, — odpowiedział głos chrapliwy — że chcesz słabem srebrem zwalczyć żelazo mojego topora?
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/246
Ta strona została przepisana.