Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/247

Ta strona została przepisana.

Zadrżała Katarzyna stojąca jeszcze z swoją panią w kaplicy. Był to głos jej ojca... Zadrżał i giermek, ale nie z bojaźni.
— Radzę ci, żebyś wziął i otworzył.
— A ja rady tak przyjmuję, psie podły — zawołał Gierda, i ciężki jego topór błysnął wśród ciemności; lecz Ulrych zręcznym skokiem uniknął śmierci, a topór wbił się głęboko w ziemię.
—Gierdo, co czynisz — krzyknął Ulrych — czyś mnie nie poznał — i to mówiące stanął między dzikim mordercą a jego orężem.
— Poznałem i dlatego właśnie chciałem dar szatanowi posłać — i po tych słowach szabli dobył.
— Jeśliś mnie poznał to i to zapewnie poznasz — rzekł młodzieniec, podnosząc rękę naprzeciwko światłu wychodzącemu z napół otwartej kaplicy.
— O, nie raz widziałem go już — odparł Gierda, opuszczając oręż. — Teraz wszystko wypełnię. Wszakże nam książe zalecił równie ten pierścień, jak jego własny szanować.
— Puścisz więc, Gierdo, dwie osoby za mną idące, i zachowasz głębokie o tem milczenie. Są to, przyjacielu, — dodał ciszej — dawne... domyślisz się zapewnie, książe nie chce, by żona wiedziała...
— Rozumiem — rzekł żołnierz z hucznym śmiechem — na cóż mi ten worek dałeś?
— To dar od księcia.
— Niech żyje Zbigniew, pan nasz? — zawołał Gierda, a drzwi pchnięte jego ręką otworzyły się w murze.
Gwizdnął Ulrych i dwie postacie przesunęły się w ciemności przed żołnierzem, który nie chcąc badać tajemnice pana, oczy odwrócił.
— Trzymaj te drzwi otwarte — rzekł giermek, i wyszedł w pole wraz z towarzyszkami.
Księżna mu czule podziękowała, a jednak każdy jej wyraz przebijał mu serce. Burzliwa i ciemna noc