Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/250

Ta strona została przepisana.

Któż zdoła opisać stan serca Zbigniewa w tym dniu wyrocznym, w którym odleciały go najmilsze nadzieje. Kto potrafi zimnemi słowy oznaczyć ścierające się w jego duszy namiętności. Raz w zupełnym odrętwieniu, nic nie postrzegał, zapominał o wszystkiem, myśli jeszcze opuszczały ziemię, ale też nie sięgały Nieba, zatrzymane w połowie między światem rzeczywistym, a krainą wyobraźni usypiały w bezczynności, to znowu nabrawszy nadprzyrodzonej siły, przedstawiały mu wszystko przybrane w żywsze i jaśniejsze od prawdziwych farby. Czuł on wtenczas nieznośny ogień rozlewający się po żyłach, krew rozhukanym strumieniem biła do głowy, oczy ciskały płomieniste wejrzenia, a dla rozpalonych liców darmo szukał ochłody. Zdawało mu się, że otaczające przedmioty nowego życia nabrały, że ściany z płomieni go opasowały, że chmury przed chwilą posępnej białości, rozogniły się nagłą zmianą, i że wicher niewstrzymany rozrzucając budowle i mury, wziął górę nad zwykłym przyrodzenia porządkiem. Wszystko naokoło się chwiało przed błędnym wzrokiem, łoskot walących się głazów, łamiących się murów uszy mu przerażał. Porwany wirem niepowściągnionej wyobraźni, darmo zakrywał oczy, straszne i niepojęte obrazy ścigały go zawsze i zdawało mu się, że świat cały zaczyna swoje rozprzęgnienie od dnia, w którym stracił to, co mu najmilszem na tym świecie było. Lecz po chwili ustawała gorączka, gasła powoli namiętność nim miotająca i znów wszystko zimną przybierało postać, wszystko wracało do dawnego stanu, a wśród rzeczywistości, nie odpowiadającego uczuciom duszy nie widział, i nowa męczarnia na miejscu przeszłej go dręczyła.
Noc pokryła ziemię, żadnej w tem nawet nie spostrzegł różnicy, nie zwrócił uwagi na ogarniające go ciemności, nie zapalił lampy. Błyskawice oświecały pokój, czasami piorun grzmiał w górze, ale ja-