Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/254

Ta strona została przepisana.

Po tych słowach omdlewającego pana zawiódł daleko od kaplicy, i wszedłszy między kilka drzew wyniosłych, dozwolił mu usiąść na kamieniu i stracone zebrać zmysły. Wkrótce potem zerwał się nagle książe i podnosząc rękę ku Niebu, zawołał:
— Przysięgam, jej śmierć i śmierć jego. Niewiasta zdradzająca męża nie znajdzie litości i u Ciebie, o Boże!.. Kara twoja nigdyby jej nie ominęła Dozwól więc, Panie świata, bym ją sam przyśpieszył... Mestwinie! — dodał — teraz już jestem spokojny... wszak już nie mam żony... wszak sam na świecie zostałem... ale wskaż mi obecną zemstę, bo jeśli nie potrafisz tego, nic cię od śmierci nie ocali.
— Książe i panie mój, pomówmy o tem w twojej komnacie. Tymczasem wracajmy do zamku.
Poszli oba, a wkrótce czarne mury im się ukazały pośród ciemności. Wtenczas Mestwin prosił księcia, by mu naprzód pójść pozwolił.
— Chcę — rzekł — odmierzyć sprawiedliwość żołnierzowi tak dobrze strzegącemu twoich murów, że dwie niewiasty mogą z nich o każdej porze wychodzić.
— Jak chcesz odparł zimno książe.
Mestwin przyspieszył kroku i zawołał na Gierdę.
Wyszedł dziki żołnierz, i ostatnim ukłonem przywitał przyszłego mordercę. Skinął nań rycerz i na sam brzeg Wisły zaprowadził, wskazując potem przeciwną stronę.
— Czy widzisz — rzekł — ten ogień?
Obrócił się Gierda i darmo śledził oczyma płomień, o którym mówił Mestwin.
— Niema żadnego ognia.
— Patrz dobrze a ujrzysz — odparł rycerz, i wzniósłszy sztylet morderczy do góry z całemi siłami zanurzył go w plecy Gierdy — a ujrzysz ognie piekła — dodał z szyderskim uśmiechem.
Runął olbrzymi Gierda na ziemię, lecz cała jego wściekłość ozwała się jeszcze w ostatniem skonaniu. Zrzucił szyszak i tocząc się po piasku, doczołgał się