Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/256

Ta strona została przepisana.

szczęśliwszym z ludzi, prawda choć tak sroga zupełnie odkryta, wróciła mu spokojność, lecz tylko pozorną. Chciał wmówić sam w siebie, że nie dba o tę, która go zdradziła, pogardza Hanną, ale właśnie pragnienie zemsty pożerające jego duszę, dowodziło, że nieograniczona miłość zamieniła się na nieograniczoną nienawiść, że wielkie serce w najczulszych zwiedzione nadziejach szukało ulgi w drugiej ostateczności, a jednak i w zemście samej pozostały miłości ślady. Jeszcze na wspomnienie córki Wszebora rozdarte serce żywiej biło, z tem wszystkiem postanowił Zbigniew przygnieść namiętność siłą woli, wyrugować ostatki przywiązania ciągłem o zemście przemyśliwaniem, lecz trzeba było całej jego dzielności, na ukrycie pod barwą surowej powagi i zimnej spokojności, żaru w piersiach tlejącego.
— Mów — rzekł do Mestwina — i pamiętaj żebyś dogodził moim żądaniom. Wynajdź czegoby szatan wynaleźć nie potrafił.
— Jeśli uskutecznię taki rozkaz, — odparł żartobliwie Mestwin — to duch ciemności powinien zejść z swojego tronu i własnego mi miejsca ustąpić.
— Mów — powtórzył Zbigniew.
— Chcesz panie okropnej zemsty, — rzekł rycerz — a więc posłuchaj, a jeśli nie zadrżysz, po wiem, że nas wspólnie piekło wydało. Hanna kocha Mieczysława, niech więc zginą powolnem skonaniem obok siebie, i niech jęki córki Wszebora połączą się z jękami syna Bolesława. Abraham z Hamburga dostarczy mi trucizny, zastawimy w wielkiej sali biesiadę, obładujemy stoły srebrem i złotem, i puchary śmierci uwieńczym różami rozkoszy. Wyślij jutro Krystyna z Mortoga do Mieczysława, oświadcz że chcesz pokój zawrzeć, przyjm go wraz z innymi panami w swoje podwoje, wiem, że przybiegnie rozkochany młodzieniec, przyprowadzi z sobą Sieciecha, Skarbimira, Wszebora. Wszebora osobliwie, mój panie