Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/260

Ta strona została przepisana.

— Pani, — rzekł smutny młodzieniec — nie wskazuj mi szczęścia, każdy twój wyraz pomnaża moje męczarnie. O wielki Boże! czym mógł spodziewać się kiedy, że ta, którąm tak kochał, przywita długo niewidzianego zimnem słowem, nie odpowie uczuciom niczem we mnie niezatartym, że odrzuci kochanka i poważną radą zaleci spokojność sercu, którego życiem dotąd jej wspomnienie było... Lecz mów, księżno, rozkaż, a wypełnię.
— Otrzyj więc szablę z krwi bratniej, odstąp od zamku mojego męża, wypełń tę pierwszą i ostatnia prośbę moję. Czuję, że nie mam prawa niczego wymagać od ciebie, że odrzuciwszy twoje uczucia, powinnabym lękać się twoich wyrzutów, ale Mieczysławie — tkliwym dodała głosem — bądź pewny, że wdzięczność, że słodsze nawet od obowiązków wdzięczności uczucie, powstanie w mojej duszy dla ciebie, że widząc cię tak szlachetnym i cnotliwym, uznam, że gdyby nie było Zbigniewa na świecie, tobym Mieczysława kochała.
— Pierwszy raz słyszę z ust twoich to słowo połączone z mojem imieniem — rzekł książe — i dla tej chwili wszystkie poświęcam niechęci, na twój rozkaz przytłumię gniew i zemstę. Pani! już zamek twojego męża świętym się dla mnie staje, bo ty w nim dobrowolnie przebywasz. Wszystko mi już niemiłem oprócz nadziei ostatniej na tym świecie, że kiedy wspomnisz o Mieczysławie, to stanie ci w pamięci poświęcenie rzadkie między ludźmi, i że bez niechęci lub zawiści usłyszysz imię człowieka, którego na miejscu młodej oblubienicy zimny grób oczekuje, bo nie spodziewam się, Hanno, by zwiędła dusza mogła długo ożywiać te piersi. Wkrótce usłyszysz żałobne pienia, a jeśli wtenczas łza zrosi twoje powieki, wierzaj mi ulubiona, że ta łza stanie mi za długie życie żadną nieumilone nadzieją. Jutro ujrzysz z wież swojego zamku rozchodzące się wojska, upadające namioty;