Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/263

Ta strona została przepisana.

— Z woli najjaśniejszego Zbigniewa księcia i pana naszego, udasz się, rycerzu, do księcia Mieczysława i zaprosisz go z wszystkimi panami na biesiadę, którą wyprawia nasz książe dla uświęcenia pokoju.
— Pokoju, zdumiony powtórzył Krystyn — a do dyabła, to coś nowego! Co, już nie będzie wojny? o muszę się wybierać z tego zamku. Czy nie słyszałeś o jakiem oblężeniu, o jakiej kłótni w Polsce? bobym zaraz tam pospieszył.
— Teraz spiesz wykonać księcia rozkazy.
— Nigdym jeszcze z pokojem i zgodą na ustach przed wrogiem się nie stawił. Nieznane mi to rzemiosło, dla nauki każ mi dać puhar, rozumie się dobrego i starego węgrzyna.
Sam Mestwin nalał mu ogromną czarę, po jej kilkakrotnem wychyleniu wyszedł Krystyn, i przypasawszy pałasz na Prusakach zdobyty, puścił się w drogę.
Niemało się zdziwił kiedy go nikt u wejścia do obozu nie zatrzymał. Żołnierze nie spozierając nawet na niego, zwijali namioty i zbierali sprzęty. Wały rozsypane, napół zarzucone rowy i leżące wszędzie oręże i ubiory dziwny przedstawiały widok. Zdawało się jak gdyby nieprzyjaciel szybkim napadem rozbił trwożliwe orszaki, i rozrzucił zbywającą zdobycz, przeszedł więc rycerz pomiędzy zatrudnionemi tłumami, nieodpowiadającemi na jego zapytania, ile razy chciał się dowiedzieć o namiocie księcia Mieczysława.
— Co nam do tego — wrzeszczeli starzy żołnierze. — Niech cię piekło pochłonie. Długośmy się bili i niema żadnego plonu, bez żadnej korzyści odstępujemy od murów krwią naszą zbryzganych, jak tchórze musimy uciekać, kiedy możeby za kilka dni Zbigniew się poddał.
Młodzi zaś, śmiejąc się, wojennemi piosnkami Krystynowi odpowiadali.
Rycerz nie wiedząc gdzie się udaje, coraz się dalej posuwał, unikając męczącemi podskoki uderzenia