Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/265

Ta strona została przepisana.

jest, to niesłychanem, tak wcześnie pokój zawierać. Na Boga, gdyby zależało odemnie, całebym życie walczył i rąbał wrogów, w nocybym nawet się potykał, w dnie powszednie bitwy zwodziłbym, w święta po Mszy już mały pojedynekby mnie zaspokoił.
Zaprosiny Zbigniewa niezmiernie zadziwiły Mieczysława, ale pomyślał, że żona wszystko mu powiedzieć musiała. Z początku chciał je odrzucić, ale kiedy wystawił sobie, że jeszcze raz ujrzy Hannę z Ciechanowa, że jeszcze nadarza się sposobność pożegnania się z kochanką, i oglądania Boskich jej wdzięków, nim znikną dla niego na zawsze, odpowiedział Krystynowi, że nie omieszka za kilka godzin przybyć do zamku z swoimi panami.
Nierad temu Sieciech, brwi zmarszczył, ale mieniąc, że wstydem by się okrył, opuszczając księcia idącego do wroga, który czarną może knuł zdradę, przystał na ten układ. Wszebor, który zupełnie prawie przytomność umysłu stracił od chwili, w której się dowiedział o zamęściu córki, pomieszanem tylko na księcia i posłańca poglądał okiem.
Krystyn dodawszy słów kilka o sztuce robienia mieczem, odszedł sążnistym krokiem i wkrótce potem zdał sprawę Mestwinowi z odbytej wyprawy, przeklinając zarazem cały obóz i mówiąc, że żołnierze Mieczysława, nie znają grzeczności winnej znakomitym rycerzom.
Potarł sobie ręce Mestwin z wyrazem zadowolenia, i odwróciwszy się rzekł pocichu:
— Nie sądziłem jednak, żeby taki z niego był szaleniec. Myślałem, że długo przynajmniej trzeba go będzie namawiać, ale jak najlepiej się stało, sama zwierzyna leci na oślep w zastawione sidła. Żegnam cię, rycerzu, pójdź do mnie i pokrzep się węgrzynem, ja muszę gdzieindziej się udać.
Posłuszny radzie, pospieszył Krystyn z Mortoga do komnaty niemieckiego rycerza, gdzie zastawszy