Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/271

Ta strona została przepisana.

dać dowód ukochanej Hannie, o ile jej zamek i jej męża, choć niecierpianego, zawsze poważa, dlatego jedynie, że był jej mężem.
Puszczono wszystkich na podwórzec zamkowy, gdzie stojący żołnierze z wszelkiemi uszanowania znakami przyjęli znakomitych gości, a wtenczas znów bramy zawarto i rycerz niemiecki oznajmił synowi Bolesława, że nagle zasłabł brat jego, ale że to żadnej przeszkody nie stawia wesołej biesiadzie, przygotowanej dla uświetnienia upragnionej zgody, gdyż sama księżna zastępować będzie chorego męża.
Na te słowa zadrżał Skarbimir, Sieciech mimowolnie miecza się dotknął, ale Mieczysław uczuł spadający ciężar z serca, gdyż przytomność Zbigniewa zatrułaby jemu całą smętną przyjemność, którą sobie obiecywał z widzenia raz ostatni i pożegnania na zawsze najdroższej kochanki.
Wszebor ani się zasmucił, ani uradował, gdyż od rana w zupełnym stanie odrętwienia zostawał, jego umysł albowiem niespodzianym ugodzony ciosem, całkiem dawną siłę utracił; szedł on z towarzyszami z pochyloną głową, nie wiedząc dokąd się udaje, i kilka razy nawet mówił Sieciechowi, iż mu się zdaje, że przybył do swego Ciechanowskiego zamku.
Zaprowadził Mestwin księcia Mieczysława do gotowej sali, i prosząc by poczekał przez chwilę, poszedł donieść Hannie o przybyciu gości.
Powoli przybrana w lśniące od złota suknie, wyszła z swoich komnat księżna. Każdy krok zbliżający ją do miejsca, w którem się ojca zastać spodziewała, pomieszanie jej pomnażał, nareszcie stanęła na progu sali zbladła i z drżącemi pod sobą nogami. Lecz kiedy miłość ku ojcu przemogła nad trwogą, sprawioną przez pamięć zwyczajnej jego surowości, nie zważając na licznych wodzów, szybko postąpiwszy naprzód, nie witając się z nikim, padła do nóg pana Ciechanowa i rękę ojcowską do bladych ust przycisnęła.