Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/274

Ta strona została przepisana.

Na wszystko uważający tajemniczy mąż w czarnym stroju, posunąwszy się cichym krokiem dalej, stanął przy jednym z najbliższych stołu filarów.
Poważna rozmowa wszczęta pomiędzy Sieciechem a Jordanem, to ustawała, to znowu się zaczynała. Mieczysław przedzielony od ukochanej książęcem siedzeniem Zbigniewa, kilka słów tylko czasem mógł do niej mówić. Wszebor spijał w milczeniu puhar starego wina, nie domyślając się nawet, że siedzi przy córce, często łzawe oczy nań księżna zwracała i napotykała zawsze zimny wzrok ojca, a uważając znamię pomieszania zmysłów za oznakę gniewu, trapiła się smutkiem podwojonym nieprzytomnością męża, któryby jeden tylko zdołał ją pocieszyć. Smutna więc i rzadko ożywiona rozmową, ciągnęła się biesiada, choć przepych naczyń, dobór potraw i napojów, połączony z miłą kwiatów i kadzideł wonią, powinien był ją najświetniejszą uczynić. Ale choć brzmiały rycerskie trąby i słodkie piszczałki, choć wszędzie lały się drogie wina i rozsypane paliły się bursztyny, wszystkie twarze piętnem posępności nacechowane, sprzeczny z okazałością ich otaczającą przedstawiały widok.
Jeden tylko Krystan z Mortoga, zachowując zwyczajną wesołość, użalał się na prędkie wojny zakończenie i rozprawiał to z Jordanem, to z Bardanem, o różnych broni rodzajach, i gatunkach najlepszych rumaków.
Kiedy już ostatnie wniesiono danie, złożone z najwykwintniejszych utworów ówczesnej sztuki kucharskiej, zbliżył się do księżny, dotychczas oddalony Mestwin z lśniącym od szafirów i dyamentów puharem, i klęknąwszy przed nią, rzekł.
— Księżno, jest zwyczaj, że pan tego zamku, wypiwszy do połowy tę czarę, oddaje ją najznakomitszemu gościowi, który ją winien do reszty wychylić. Teraz w nieobecności księcia Zbigniewa, ten obowiązek na ciebie spada.