— Przysięgam zemstę — zawołał, i ubódł konia ostrogą, ale Sieciech go zatrzymał.
— Zawarte bramy, setne hufce ich strzegą, zginiesz i zginiesz bez zemsty.
Ta uwaga uderzyła młodziana i zwrócił konia.
— Do króla lecę — zawołał — sprawiedliwość mi odda.
— Zaczekaj, jeśli Bóg ci miły; — krzyknął Sieciech — nic nie zrobisz, przerazisz słabego Władysława, zemdleje i na tem się skończy. Poczekaj do jutra, poproszę Biskupa, by go o tem uwiadomił.
— Biskup właśnie dzisiaj wyjechał — ozwał się Skarbimir — i dopiero za dwa dni wraca.
— Więc król za dwa dni się dowie — rzekł Sieciech.
— Na Boga, mości wojewodo krakowski! — krzyknął Henryk — tak mówisz o tem okropnem zdarzeniu jak o najprostszej rzeczy; puszczaj mnie, wojewodo, puszczaj.
— Nic z tego nie będzie — stanowczym głosem odparł Sieciech — i jeśli rozważysz moje słowa, przystaniesz na mój zamiar, inaczej każę cię przytrzymać.
Złożył ręce na piersi Henryk i dumał, nareszcie rzekł spokojniej: — Niech się wola Boska dzieje, ale przysięgam zemstę. — I wszyscy obrócili ku miastu.
niweczy nadzieje.
Drugi już dzień był upłynął od zawarcia pokoju i rozpuszczenia wojska oblegającego, a jeszcze nic pewnego nie wiedziano w Płocku o losie księcia Mieczysława. Rozległy się wprawdzie pogłoski, ale ciemne, tak powikłane, że z nich niczego dojść nie można było