Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/295

Ta strona została przepisana.

Dopiero za tym hufcem następował wóz purpurowem suknem pokryty, i przez sześć koni ciągniony. Na purpurze spoczywała we śnie śmierci piękna jeszcze Hanna z Ciechanowa. Oczy zawarte i zsiniałe usta, śmierci znamię nosiły, ale nad czołem wznosił się wieniec z mirtu, przeplatający swoje zielone listki z złotą książęcą koroną. Włosy rozpuszczone z obu stron, spadały jak dwa błyszczące z kwiecistej góry strumienie. Ubiór raził przepychem oczy patrzących, które dopiero spocząć mogły na twarzy, z której anielską słodycz, jeszcze ani śmierć, ani zepsucie zetrzeć nie zdołały. Wszystkim łzy w oczach stawały, a tymczasem przesuwał się wóz niosący do ostatniego mieszkania zwłoki niewiasty, której Nieba pozazdrościły ziemi.
Zaraz za księżną na niższym wozie, leżała nieszczęśliwa Katarzyna. Jej ubiór składał się z śnieżnej sukni niebieską wstęgą przepasanej, z krzyża srebrnego na piersiach i wieńca z róż białych. Obok jej mar postępował Henryk, chcący odprowadzić aż do ostatniej granicy tego świata drogą oblubienicę. Szedł rycerz z Kaniowa z posępnem czołem, a czasem odrywając wzrok od lubej Katarzyny, ścigał nim niesionego Mieczysława, i nagle przechodząc od cichej ponurości do gwałtownego gniewu, otoczony trupami tylu drogich osób, pozbawionej prędkiej zemsty, tłókł piersi żelaznemi rękawicami, lub wściekle to wyjmował, to chował do pochwy swój oręż.
Tu dopiero za ostatnim wozem tłoczyły się tłumy pospólstwa, panów, rycerzy, to pieszo to konno. Wojewoda krakowski na czele swojego orszaku, Wolimir z Moskorzewa i wielu innych; ale pomiędzy wszystkimi szedł zbladły i drżący człowiek w brudnych i starych sukniach. Wiek podeszły był u niektórych wymówką jego bojaźni, bo mógł się straszyć na widok śmierci wyciągającej już do niego ramiona: ale bliżsi jego znajomi powtarzali sobie do ucha imię