Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/310

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXXI.
Hamlet: Zdaje mi się, że widzę!
Horatio: Gdzie?
Hamlet: Przed oczyma duszy mojej.
Szekspir.

Podwórzec zamkowy z czterech stron wieżami zakończony, pustym był teraz, kilku tylko rycerzy żywo między sobą rozmawiających stało na środku, i z daleka jeszcze przy świetle pochodni, poznał między nimi Henryk ogromną postawę Jordana z Gozdowa.
Krystyn wziął towarzysza za rękę i zbliżył się do znajomych.
— Zapoznajcie się z nim! — krzyknął — To jest Henryk z Kaniowa, rycerz niezłomnego słowa i niezłomnej szabli. Jordanie, to już dawna dla ciebie znajomość.
— Tak, — rzekł uprzejmie nieco zdziwiony Jordan — tak, znamy się dobrze. Nieraz iskry sypnęły się z ścierających się naszych mieczy, i widziałem, że żaden rodzaj śmierci go nie straszy, ale dlaczegoż tu przybyłeś? Książe nasz drży z wściekłości na wspomnienie Mieczysława, niebezpieczeństwa ci grożą.
— Setne już przebyłem, — odparł młodzieniec — by się na to ostatnie narazić, a kiedy jużem tak blizki, pewno się nie cofnę. Upadnie gniew księcia przed mojemi słowy, mam ważne mu do odkrycia tajemnice, i poprosiłbym którego z szanownych rycerzy, by doniósł Zbigniewowi, że żądam w tejże samej chwili posłuchania u niego.
Podniósł wtenczas rękę Jordan z Gozdowa i wskazał na najwyższe okno naprzeciwko wieży.
— Tam jest mieszkanie naszego pana, od czasu przybycia do tej krainy. Tam samotny przesiaduje i dnie i nocy. Jeden tylko Mestwin go odwiedza, ale i i to rzadko. Nikt innyby się nie ośmielił przerwać