ciągle kochała męża najczystszą miłością, i że Mieczysław najszlachetniejsze poświęcenie uczynił.
Twarz Zbigniewa rozmaite przybierała wyrazy podczas mowy rycerza, lecz kiedy oczywiste ujrzał dowody, jakiś rodzaj smętnej radości zabłysnął w oczach, zgiął kolana i ręce załamał, wznosząc je ku Niebu.
— O Boże! — zawołał — dzięki ci składam, żeś nie dozwolił bym dłużej posądzał niewinność ulubionej, niewinność tej, która mi najmilszą na tym świecie była. Zginęła z mojego rozkazu, ale ostatnia jej myśl była błogosławieństwem dla mnie. Zmiękcz się więc w gniewie Swoim, o Panie świata, i ulżyj ciężar przygniatającego mnie życia. Tak, — dodał powstawszy — wolniej oddycham. Tak, równeśmy sobie oddali usługi. Jam ci życie ocalił, ty mi spokojność, to, jest część spokojności wróciłeś.
— Książe, — przerwał Henryk — niedawnoś życie mi darował, teraz większego jeszcze daru wymagam.
To mówiąc, zbliżył się do Zbigniewa, klęknął i zarazem z szyszaka odpiął warkocz włosów w krwi zbroczony.
— Panie, — rzekł poważnym głosem — to są włosy nieszczęśliwego twego brata. Dopókim ciebie miał za jego mordercę, dopótym pragnął je w krwi twojej zbroczyć; lecz kiedym się dowiedział od Ulrycha, że inny sprawił to wszystko, przysiągłem, że je w krwi jego zanurzę, wymagam więc od ciebie, byś mi dowolił walczyć z Mestwinem z Wilderthalu.
Na imię Mestwina, twarz księcia przez chwilę rozjaśniona, czarną pokryła się żałobą, wszystkie namiętności uśpione obudziły się w piersiach z podwojoną siłą. Żyły czoła nabrzmiały krwi potokiem, rumieniec wściekłości oblał lica. Oczy zaiskrzyły się płomieńmi i usta się otworzyły, lecz zamiast wyrazów, krzyk okropny i przeraźliwy z nich wybuchnął, a rękę wyciągnął książe Zbigniew i groźno dobył miecza.
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/313
Ta strona została przepisana.