Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/314

Ta strona została przepisana.

— Przysięgam, — rzekł po chwili — że nikt inny ode mnie Mestwina nie zabije. Ach! zginiesz zbrodniarzu, zginiesz. Zbyt długo rozciągnięta przez ciebie zasłona wzrok mój ćmiła, rozerwana teraz. Pozbawiłeś mnie szczęścia, sławy, wszystkiego, ja cię tylko życia pozbawić mogę, o Hanno! o ojcze mój, o Mieczysławie! — tu znowu łzy wytrysnęły i upadł książe na blizkie krzesło.
— Nie narażaj się, panie, — rzekł rozczulony Henryk — na żelazo tego Niemca, on niegodny twej książęcej ręki. Dozwól mi dokonać przysięgi i zyskać chlubę, że pana mego i ciebie zarazem pomściłem.
Długo Zbigniew nie mógł ukrócić swego żalu, każde wspomnienie dodawało goryczy smutkowi, po długiem dumaniu słabym rzekł głosem:
— Rycerzu, nie mogą zadosyć twej prośbie uczynić, powtarzam i przysięgam, że Mestwin z mojej zginie ręki. Ach! czegoż on mnie pozbawił Hanny. Gdyby mi godności, bogactwa, chwałę był odjął, berło wytrącił, darowałbym mu jeszcze, ale Hannę, o Hanno! o kochanko! o żono moja!.. On z mojej ręki zginie.
Te ostatnie słowa wyrzekł stanowczo i podniósłszy oręż w górę, spojrzał wzrokiem grożącym zagubą. Po chwili namysłu dodał:
— Czuję, że ci największą przykrość robię. Lecz rozważ, o ile moja zemsta twoję przechodzić powinna. Ja płaczę za żoną, za sławą, za bratem niegodnie zabitym. Ciebie wszyscy kochają, zaczynasz piękny zawód i masz nadzieję. Mnie doszłego do pół drogi życia, odbiegły złudzenia i pociechy. Nadzieja dawniej wzywająca na górne chwały sklepienia, błyszcząca dawniej dla mnie jak słońce na czystym Niebie, nagle zniknęła, wszystko odpadło, radość pożegnała się z rozdartem — sercem. Każdy wzrok mnie ściga zgrozą, każde usta przekleństwami. Oddzielony od lubej, odrzucony przez ojca, zwiedziony od przyjaciela, stoję na brzegu przepaści, nie mogąc