w rycerzu Mieczysława, a w niewieście nieszczęśliwą Hannę.
Zbigniew dobył wszystkich sił, oparł szeroką prawicę o stół dębowy, ale podnieść się nie mógł. A niewiasta w śnieżnych szatach, rzucając nań okiem słodyczy, wskazywała Niebo; lecz mąż zbrojny okropnem wejrzeniem spoglądał z pod szyszaka, otworzył usta i wyrzekł: zemsta, zemsta. A mury długiem echem powtórzyły: zemsta. Dobył rycerz z pod pancerza świetnego puhara i pokazał go księciu pełnym trucizny. Po drugi raz otwarły się jego usta, zawołał: Mestwin, i powtórzył: zemsta. A wtenczas Zbigniew zebrał całą moc swoję, wyciągnął ramiona ku ulubionej, i zdało mu się, że uśmiechem nadziei odpowiedziała jemu; w tej chwili wraz z groźnym towarzyszem znikła, zbroja jak dawniej wisiała na ścianie, a Zbigniewa ciężki sen opanował.
nie czuje litości. — Świat szeroki, a żadne
w nim serce dla niego nie bije.
Przybył rycerz z Wilderthalu o wschodzie słońca z łowów, i zaraz stawił się przed księciem... Krótkiemi słowami przywitał go Zbigniew.
— Przywdziej najlepszą zbroję, przypasz miecz niezawodny i chodź za mną.
Poznał Mestwin z twarzy księcia, że niezwykłe pomieszanie duszę jego trapiło, lecz nie domyślał się jego przyczyny. Usłuchał rozkazów pana, sądząc, że Zbigniew ma jakąś wyprawę na celu. Ukrytemi drzwiami wyszedł z nim z zamku i szedł na brzeg Czarnejwody.