Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/320

Ta strona została przepisana.

Z początku stał Mestwin z krwią najzimniejszą, lecz gdy usłyszał, że Ulrych zginął, nadaremno chciał wstrzymać łzę, co samotna przedarła się przez powieki, zgrzytnął zębami i dobył miecza.
— Zbigniewie, wiesz wszystko, śmierć między nami rozstrzygnie, lecz nim zginę lub ty zginiesz odkryję ci: Ulrych był moim synem, o Bianko! o nieszczęśliwa, uwiodłem ją, skonała mi na rękach, młodym byłem wtedy, odtąd skamieniało moje serce, jednego tylko lubiłem Ulrycha, a jednak wstydząc się przywiązania do człowieka, chciałem to ostatnie przytłumić, posyłałem syna na niebezpieczeństwa, czaiłem do zbrodni. Ach! Hanna miała rysy Bianki. Dowiedz się, że to serce pała płomieńmi, które muszą zawsze zniszczyć cel jego miłości. Srogi, okrutny z przyrodzenia, byłem obcą istotą na ziemi, nie znałem tego w czem ludzie szczęście pokładają, chciałem także się wynieść, czułem czasami przywiązanie do ciebie, ale widzę... mości książe — dodał z szyderskim uśmiechem, — że cię moje wyznania nudzą. Doniosłeś mi pierwszy o śmierci syna, zgiń za to, zgiń — krzyknął wściekle — zgiń mężu Hanny z Ciechanowa.
I starły się ich miecze i wyroczna dla obu zaczęła się walka. Z rozpaczą i najdzielniejszą odwagą potykał się Mestwin, lecz ramię Zbigniewa wspierały wszystkie namiętności skupione w jednej chęci zemsty, a mogące się w sercu człowieka urodzić.
Walczyli w samotnem miejscu, pod sklepieniem niebios z takim zapałem, jak gdyby narodów los zależał od wypadku bitwy, i jak gdyby tysiączne okrzyki dodawały im męstwa.
Mestwin nie tracił rozwagi, a Zbigniew: namiętnie nacierał, lecz tak namiętnie, że cała przeciwnika rozwaga musiała uledz uniesieniu księcia, i zwycięskie żelazo nieszczęśliwego bohatera przeszyło pierś rycerza.