Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/34

Ta strona została przepisana.

— Odszedł już — po chwili rzekła, jak gdyby cężar jaki spadł z jej serca — odszedł po tych słowach zamilkła, ale nagle porwała się z siedzenia, zbliżyła się do Zbigniewa i porywając go za rękę, z okiem pełnem rozrzewnienia, głosem przenikającym do duszy, z zapałem cnoty i miłości zawołała.
— Mężu mój, oddal chytrego powiernika, odrzuć zdrady i obłudę dopóki czas jeszcze, odepchnij od piersi węża, nim w swoje zamknie cię kłęby, z których się już nie będzie mógł wydobyć. Zbigniewie, uwierz przeczuciom mojej duszy. Mestwin grozi ci zgubą i nieszczęściem. Mestwin jest twoim najzaciętszym wrogiem. Zbierz całą moc twoją i uwolnij się od tego szatana, który pod pozorem przyjaźni, mami twoje serce; wróć do spokojności i cnoty. — Czy myślisz, Zbigniewie, żem nie spostrzegła twojego zadumania? Czy myślisz, że kiedy cię pierwszy raz poznałam, że kiedy przychodziłam do ciebie w borach ciechanowskich, czy myślisz, żem nie spostrzegła burzy miotającej tobą? Ileż razy widziałam cię niespokojnym, błędne wymawiającym słowa! ileż razy niepewny wzrok zwracałeś na mnie, a w tym wzroku znać było srogie wspomnienia i srogie przyszłości przewidywania. Tak, mężu mój, Hanna wie, żeś wiele złego popełnił, wie, żeś przekroczył powielekroć granice nakazane ludziom od Boga, a jednak oddała ci serce i rękę, bo cię kochała nadewszystko, bo wiedziała, że jesteś szlachetnym i wielkim, bo wiedziała, że źli doradcy, że obłudnicy i podstępni doprowadzili cię do przestępstw i gwałtów. A któż do tego czasu nieprawne wskazywał cele? Kto wiódł twe kroki dotąd po drodze skażenia i zepsucia? Mestwin, Mestwin, on cię zamieniał często szlachetnego i wzniosłego, na nizkiego i niegodnego rodu i sławy naddziadów.
— Hanno — odparł uroczystym głosem Zbigniew — nadszedł czas wyznania ci moich przestępstw i odkrycia serca, bo nie myśl, że chcę cię zwodzić. Nie,