Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/36

Ta strona została przepisana.

się miłości. Dopełniłem mego obowiązku, znasz teraz Zbigniewa, a wiem jednak, żebyś mnie nie opuściła i za nic w świecie nie chciała rozłączać się ze mną.
To mówiąc, przyłożył do ust żony gorejące usta i przycisnął ją do piersi, z całem uniesieniem najgwałtowniejszej namiętności.
— Zgadłeś mężu mój — zawołała Hanna — zgadłeś, miłość moja wszystkie względy przemaga, a choć może teraz wieczności brama zamyka się przedemną, nie odstąpię Zbigniewa. Ale możesz nas oboje jeszcze uratować, wracając do cnoty, poskramiając burze miotające szlachetnem sercem. Upokorz się przed Panem Niebios — dodała wznosząc oczy i ręce ku Niebu — zawołaj Panie, Panie, a usłucha cię Bóg i okiem litości spojrzy na grzesznika.
— Już zapóźno, Hanno — odparł Zbigniew — już zapóźno! Zadalekom się posunął. Zbrodnia żadna mnie nie straszy, rzadko odzywają się zgryzoty sumienia, bo w ciągłej wrzawie, wśród wojen i bojów, zapominam o własnych winach, by nowe popełniać lub zaniedbane dokonywać jeszcze. A jeśli Bóg zechce, to spojrzy na mnie, jeśli to Jego wola, wyratuje mnie z tej toni, jeśli nie, niech się dzieje wola Boża. Poświęconym na wszystko, na tej ziemi nieraz znosiłem rany i okropne boleści, nie przestraszyły mego serca zbrojnych wojsk tysiące, ni miecze na moję wzniesione zgubę.
Podczas tych słów jakiś rodzaj dumy rozjaśnił mu czoło, zaświetniał w oczach, a po chwili kląkł na ziemi, złożył ręce i głosem, w którym odbijała się najżywsza wiara i największa pobożność, zawołał:
— Niech się dzieje wola twoja, o Boże!
Tak więc ten nieszczęśliwy młodzieniec brał za wolę Boga, własne skażenie i pociąg do złego.
— Zbigniewie, Zbigniewie, cóż się z moim ojcem stało? krzyknęła Hanna nagłem uderzona wspomnieniem — ojcze, ojcze! i padła na krzesło obfite łzy lejąc.