Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/37

Ta strona została przepisana.

— Twój ojciec, moje kochanie, szuka cię teraz z dobrym naszym bratem księciem Mieczysławem, po okolicach Płocka, ale nie smuć się Hanno, przyjdzie czas, w którym twój ojciec przyjmie cię na swoje łono i pobłogosławi córce.
Wtem nagle porwała się Hanna i upadła do nóg mężowi.
— Zbigniewie, znam przewagę twej ręki i gniew gwałtowny twego serca. Ale zlituj się nad starcem chcącym uratować córkę, On może myśli, że ją rozbójnicy porwali, że jest blizką, utraty czci lub życia. Zlituj się mój mężu i przysięgnij, że nigdy uniesiony gniewem lub zemstą, nie podniesiesz miecza na siwą głowę ojca twojej żony. — Pobiegła Hanna do półki i podniósłszy księgę — przysięgnij! — powtórzyła mdlejącym głosem i w najsroższem oczekiwaniu.
Zbigniew zbliżył się do stołu i położył prawicę na księdze.
— Przyrzekam ci przed Bogiem, na miłość, którą czuję ku tobie, że przytłumię w sercu zemstę, że poskromię gniew i że nigdy nie podniosę ręki ani dam rozkazu na uczynienie najmniejszej krzywdy ojcu mej żony.
— Zbigniewie, szlachetny mój mężu, otwórz Boską księgę, a na każdej jej karcie znajdziesz, że Bóg rozkazał ludziom złe dobrem odpłacać. Jeszcze jest jeden człowiek, ku któremu pałasz nienawiścią Zacznij od tego dnia powracać: do cnoty i przyrzecz podobnież, że nie będziesz go ścigał, że krewnego, że członka własnej rodziny nie zamordujesz.
— O kim chcesz mówić? — zapytał Zbigniew z dzikiem spojrzeniem.
— O bracie twoim, Mieczysławie.
— Lepiejbyś nigdy nie wymówiła jego nazwiska — krzyknął książe, a w oczach jego odbiła się wściekłość i gniew najsroższy. Odepchnął daleko od siebie książkę, uderzył o rękojeść miecza — zapomnij —