dawna, że jakiś los okrutny niweczy wszystkie moje zamiary, niszczy najpiękniejsze nadzieje. Czyż jęki Stanisława, Niebiosa na mnie oburzyły? Czyż Rzymu przekleństwa z ojca nieszczęśliwego na syna się zlały? Ale czemuż mam uledz trwodze? Czemuż mam odstąpić szczęścia i pomyślności. Nie, z sercem odważnem, z sercem ufnem w Bogu, pójdę ją ratować i uratuję, lub nie posłyszysz więcej o Mieczysławie.
— Nie myśl książe — rzekł wtenczas Wszebor — żebym ja córkę opuścił; i ja osłabłe ciało powlokę za tobą, i ja osłabłą ręką dobędę jeszcze szabli na obronę córki. Ale pierwiej jeszcze z królem się nam widzieć trzeba, odkryjemy mu nasze zamiary, a potem puścimy się na niebezpieczeństwa i walki.
— Zaisty trzeba mi wprzód stryja zobaczyć, niech się tylko przebiorę.
Ale wtem wszedł człowiek zbrojny i oznajmił, że Skarbimir z Gulczewa na czele nielicznego orszaku przybywa odwiedzić księcia.
— Dałbym wszystko zawołał niecierpliwy Mieczysław — żeby się nie widzieć z tym chytrym króla doradzcą ale trzeba go przyjąć. Będę się starał jak najprędzej go pozbyć. — Po tych słowach usiadł książe na krześle, kazał zabrać wino i z należytą powagą przyjął wchodzącego Skarbimira, jednego z dwunastu radców królewskich i podskarbnika Władysława Hermana. Miernego ten pan był wzrostu, a choć jeszcze zgrzybiała starość ciężarem go nie przygniotła, schylone miał ciało ku ziemi i wydawał się długiemi pracami strudzonym. Twarz wcale za nim nie przemawiała; w małych żywych oczach znać było chęć zysku i zręczną przebiegłość. Do włosów czarnych już siwe mieszać się zaczynały, ubiór nie odpowiadał wysokiej jego godności i licznym dostatkom; rdza pokrywała rękojeść pałasza, suknia była wytarta, a obraz króla Władysława, zawieszony na miedzianym łańcuszku, spadał na piersi. Pierścień
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/40
Ta strona została przepisana.