Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/42

Ta strona została przepisana.

— Jeśli książe mi pozwoli zawołać człowieka z mego orszaku, on najlepiej całą tę rzecz wyłuszczy.
— Zawołaj! zawołaj!
— Bardanie, do mnie! — krzyknął Skarbimir, a natychmiast wszedł człowiek zbrojny, wychudłej i posępnej twarzy — mów coś słyszał i coś widział — rzekł Skarbimir — ale pierwiej drzwi przymknij.
— Naco ta ostrożność — rzekł Wszebor — kto nam może mieć za złe, chcemy znaleźć...
— Kto? ja wiem kto — odparł podskarbnik zmieniając swój głos na rozkazujący, bo wiedział, że trzyma w swej mocy słuchaczy. — Przymknij drzwi, zarygluj drzwi Bardanie, zatknij dziurkę czemkolwiek, kawałkiem oddartym od szaty, za którą ci książe Mieczysław wynagrodzi bo ja za ubogi jestem.
— Masz — zawołał Mieczysław, rzucając mu kilkanaście sztuk srebra — tylko mów prędzej, prędzej przyjacielu jeśli dbasz o moje życie.
— Najjaśniejszy panie — rzekł żołnierz — i ty potężny rządco zamku Ciechanowskiego, pan mój Skarbimir, władca Gulczewa i Kościelca...
— Prędzej tylko, prędzej — przerwał mu Mieczysław.
— Racz mi przebaczyć, wielmożny i potężny panie i książe, ale trzeba zawsze od początku zaczynać, tak przynajmniej sam ksiądz mówił na nauce w kościele Gulczewskim, wystawionym przez mego pana Skarbnika z Gulczewa...
— Prędzej, prędzej, co mi po twoim kościele — zawołał zniecierpliwiony młodzieniec.
— A toż, najjaśniejszy książe, ponieważ mówiłem, że trzeba zacząć od początku, powiem ci, że tego samego dnia świętej Agnieszki, w którym porwano córkę wysokiego i możnego pana Wszebora z Ciechanowa, przyjechałem na moim siwym koniu do Ciechanowa, bo różne tam sprawunki miałem, a wyznając wszystko szczerze, najjaśniejszy panie, córka Bartło-