Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/48

Ta strona została przepisana.

dając więcej na słowa wojewody, wszedł do Władysława, prowadząc za sobą Wszebora.
— Odpłacisz mi to mój Sieciechu! — zawołał gniewny hetman, i tak ściął usta gwałtownie, że aż mu krew z dolnej wytrysła wargi.
Nie słyszał tej groźby książe, bo już był przy krześle, na którym król siedząc oglądał przyniesione pergaminy i podpisywał się na nich znakiem krzyża, bo nie było wtenczas zwyczajem, żeby monarcha swoje imię kładł na jakim przywileju lub nadaniu.
— Witamy was moi mili — ozwał się Władysław. — Ale cóż widzimy? czoło twoje zachmurzone synowcze, a łzę smutku napróżno usiłuje wstrzymać wierny nasz Wszebor. Czyż Hanna dotąd nie wrócona ojcu?
— Miłościwy królu i stryju mój, nie mogliśmy odkryć zbrodniarzy, nie odpoczęliśmy ani dniem ani nocą. Po wszystkich okolicach Płocka daremnieśmy błądzili.
— Królu mój — zawołał Wszebor i rzucił się do nóg Władysława — sprawiedliwości, sprawiedliwości się domagam, królu wyrwij mnie z toni nieszczęść, ocal cześć i życie mojej córki.
— Wszystko zrobimy w tym względzie, co będzie w naszej mocy, i na to dajemy ci nasze słowo królewskie; może chcecie ludzi zbrojnych, każemy wam ich z własnej dać straży, poszlemy z wami Sieciecha, rozgłosimy po całem królestwie, żeby wszyscy wzięli się do broni i siedli na koń dla szukania twojej córki, nie powiedzą, że Władysław król polski opuścił poddanego w nieszczęściu.
— Powiedz mu domysły nasze o Zbigniewie — rzekł pocichu Wszebor do Mieczysława — bo ja się nie mogę odważyć na zmartwienie tak dobrego pana.
— A ja nie chcę oskarżać, kiedy tylko same mam domysły — odparł Mieczysław — ale pójdźmy a radą Skarbimira, bo choć chytry i niegodziwy, w tej