— Krokiem dalej postąp, a już nie cię nie wstrzyma — zawołał Sieciech, dobywając miecza.
— Stój wojewodo — odparł z zimną krwią Mieczysław — owszem byłoby zasługą uwolnić króla mego i monarchę od tak bezczelnego sługi, co później spodziewam się, że przy pomocy Boga i mojej szabli uczynię. Ale ważniejsza sprawa nad wszystkie względy ziemskie zajmuje teraz mój umysł. Po jej ukończeniu, po uwolnieniu najcnotliwszej i najpiękniejszej dziewicy, spotkam się z tobą jak na rycerza i Polaka przystoi. Ale pierwiej nie więcej pomogą twoje krzyki i obelgi od skowyczeń małego psa, którego podróżny kijem z swojej drogi odpędza. Milcz więc, jeśli prawy z ciebie rycerz, i czekaj, aż pan i książe twój zniży się do walczenia z tobą.
— Dobrze, będę milczał, ale głos mój, kiedy się odezwę, będzie do pioruna podobnym, legniesz pod mojemi ciosy.
To mówiąc, z dumą na czole wrócił do zamku, a Mieczysław i Wszebor z zasępionem obliczem oddalili się.
— Wojewodo krakowski i hetmanie króla Władysława — rzekł do wchodzącego Sieciecha Wolimir. — Nie udało ci się polowanie, bo ani zwierza, ani nawet farby na mieczu nie widzę. Podobno lepszy mój sokół.
Nic nie odpowiedział Sieciech, usiadł w milczeniu, a Wolimir zaczął ulubionego ptaka nakarmiać kawałkami mięsa, które z świetnej torby wyjmował.
Powstał król . . . lejąc łzy obfite
I gęstym przerywane jękiem słowa rzecze.
Salą tronową czyli naradną nazywano obszerną komnatę w zamku płockim, wystrojoną prawdziwie z królewskim przepychem.