Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/58

Ta strona została przepisana.

dniarzów, którzy porwali Hannę z Ciechanowa. Wzywamy i rozkazujemy, aby nasi rycerze wsiedli na koń i dopomogli ojcu do szukania straconego dziecięcia, a to pod utratą względów i łaski naszej. Dalej wzywamy naszego hetmana i wojewodę Sieciecha, by na czele przybocznej naszej straży, uczynił przegląd wszystkich domów miasta Płocka dla wykrycia, czy czasem nie jęczy w srogiem więzieniu Hanna z Ciechanowa... Ktokolwiek się dowie o Hannie z Ciechanowa, a nie doniesie natychmiast o tem, nam i Wszeborowi jej ojcu, tego czeka kara żadnemi nieodwrócona prośby; a teraz pozostanie nam jeszcze ogłosić wolę naszę, żeby występny i winowajca porwania Hanny, ukarany był śmiercią, co następną stwierdzamy przysięgą.
W tem miejscu wszyscy przytomni powstali i dobywszy z pochew oręże, głośnemi okrzyki świadczyli się Niebem, że wszelkich dołożą starań dla wybawienia Hanny. Łzy radości zakręciły się w oczach Wszebora, kiedy zobaczył, że taki zapał wzbudziła jego sprawa. Twarzy Mieczysława pod przyłbicą nie można było dostrzedz, ale równie jak inni dobył miecza i wzniósł go w powietrze; jeden tylko Zbigniew milczał i niewzruszony pozostał na miejscu.
Po przywróceniu milczenia, król wznosząc z pobożnością święty relikwiarz i odebrawszy błogosławieństwo biskupa Stefana — przysięgam rzekł.
— Nie przysięgaj, ojcze, śmierci własnego syna — przerwał mu Zbigniew głosem do pioruna podobnym, i postąpił o kilka kroków, a założywszy ręce na piersi, tak zawołał z uśmiechem pogardy: — Ja Hannę z Ciechanowa porwałem. U mnie tu w Płocku, w moim przemieszkuje zamku. A teraz niech kto wystąpi, niech kto poważy się na mnie powstać!
Zamilkł, a czoło jego zajaśniało dumą i ręka gotowa do boju, spoczęła na rękojeści miecza. Wszyscy w zadziwieniu nieporuszeni stali, Władysław upadł na