Władysław słabym odpowiedział głosem:
— Róbcie co chcecie; bierzcie, oddawajcie, walczcie, zawierajcie pokój, ale nie zmuszajcie ojca, by powstawał na kości swoich kości i wnętrzności swoich wnętrzności.
— Królu — zawołał nieubłagany biskup — przed sprawiedliwością ojca narodu polskiego, znika syn własny a zostaje zbrodniarz. Nie odrzucaj zesłanego kielicha goryczy. Znieś, jak na chrześcianina przystoi, smutek za karę grzechów swoich. Spełń obowiązek monarchy, a zato zbawienie czeka cię w wieczności. — A widząc, że Władysław Herman niewzruszony zabierał się do odejścia, — zbawienie — dodał — lub wieczna zguba! Obieraj królu, zaklinam cię na błogosławieństwo nieba i Kościoła, wyratuj duszę dopóki czas jeszcze! Zbawienie lub piekło!
Te straszne wyrazy przeszyły bojaźnią słabe serce Władysława, przywołał Sieciecha, i zaledwie słyszanemi wyrzekł wyrazy:
— Wojewodo! weź straż moję, wiesz, co robić, wiesz, rozumiesz mnie; bo nie mogę wymówić tego strasznego rozkazu. Nie zabijaj go, bo zginę!
— Miłościwy panie i królu mój — odparł wzruszony tym widokiem Sieciech — nic mnie nie przymusi do walczenia z twoim synem, dopóki nie wyrzeczesz rozkazu; gotów jestem go nawet bronić jeśli żądasz; — ciszej dodał — książe Mieczysław dziś jeszcze legnie pod mojemi ciosy.
— Nie, nie chcę — zawołał przerażony monarcha — rób co ci biskup rozkaże.
— Czym u ciebie miłościwy królu i panie mój — odparł Sieciech — czy u biskupa wojewodą krakowskim?
— Sieciechu — zawołał głos cichy — wyznacz godzinę i miejsce, a dzisiaj jeszcze spotkam się z tobą, jeśli zechcesz się połączyć z Wszeborem i dać mi słowo, że jeśli zginę, nie złożysz oręża, dopóki Hanny
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/63
Ta strona została przepisana.