Na żelazie oparci spoczywają męże.
Noc cichość na uspioną rozlała naturę.
Mnie tylko, sen wspomnienie przerywa ponure.
w Hiszpanii.
Przywilejem pisarzom powieści właściwym, musimy znów zmienić scenę naszych działań, i z sali naradnej przenieść się do zamku Zbigniewa, który teraz wcale inny wystawiał widok od tego, w którym go pierwszy raz przedstawiliśmy czytelnikom naszym: napełniały go bowiem hufce zbrojne, składające straż i wojsko Zbigniewa, które ściągnął z rozmaitych swoich zamków i włości. Gotowy zawsze do napaści lub odporu, ciągle utrzymywał po swoich dobrach żołnierzy poświęconych sobie. Męstwo dzikie, najczęściej przechodzące w okrucieństwo i przywiązanie do wodza, jedynemi ich przymiotami były. Zresztą chęć grabieży i łupiestwa, wszystkie u nich tamowała uczucia. Zbrodnia jakakolwiek dla takich ludzi małą była rzeczą, pożary i mordy najpiękniejszym widokiem, a przyszłe nieszczęścia i klęski najmilszą nadzieją. Umiał ich trzymać w porządku Zbigniew i do woli mógł rozpuszczać lub skracać ich namiętności.
Tak wielkiej nad nimi nabył przewagi, że na głos jego drżeli, że na skinienie ręki, uciszali tłumne gwary i z uszanowaniem słuchając woli księcia, schylali głowy, które wkrótce wśród bojów podnieść mieli. Przy pomocy Mestwina urządzał ich teraz Zbigniew, rozstawiał po murach i wieżach. Każdemu obiecywał nagrodę, zachęcał do waleczności, i groził karą w przypadku nieposłuszeństwa. Wszyscy należycie uzbrojeni w pałasze, łuki, tarcze i topory, z jednakowemi szyszakami i pancerzami, stanęli na swoich miejscach niewzruszeni, czekając chwili, w której zabrzmi trąba,